Przekleństwo dostępności kraftu, masturbacja, lenistwo i steki z Biedronki

Kilka lat temu, gdy piwna karuzela zaczynała się kręcić nad Wisłą, wśród początkujących smakoszy kraftu dało się zauważyć delikatne narzekania na to, że aby zdobyć upragnioną butelkę świeżego IPA trzeba wybrać się kilka – a w przypadku mniejszych miejscowości nawet kilkadziesiąt – kilometrów dalej. Marzyliśmy o tym, aby piwo rzemieślnicze dostępne było w osiedlowym sklepie, do którego chodzimy w kapciach i szlafroku po bułki i gazetę. Jak to często bywa, padliśmy ofiarą krótkowzrocznego myślenia. Nie ma bowiem mowy o większej dostępności bez kompromisów.

Kraft trafił pod strzechy

Neon "open" na drzwiach

Z czasem wytwory polskich rzemieślników zaczęły stopniowo pojawiać się w niektórych mniejszych sieciach, a w końcu także w marketach, na stacjach benzynowych, a ostatecznie trafiły do dyskontów. Produkt niegdyś ekskluzywny skończył na palecie obok zupek w proszku i produktu czekoladopodobnego. Stało się więc to, o czym poniekąd marzyliśmy. Mamy kraft na wyciągnięcie ręki. Mogę przy okazji codziennych zakupów do koszyka włożyć parę butelek czegoś ciekawszego niż produkty wielkiej trójki koncernów. Pytanie tylko: jaka jest tego konsekwencja, poza naszym pozornym szczęściem? Zajrzyjmy głębiej.

Człowiek z natury jest leniwy – to hasło jest motorem napędowym wynalazców. Wszystkie innowacje, jakie powstały w historii, miały na celu uczynić nasze życie bardziej wygodnym, a przynajmniej tak były przedstawiane. Nawet niesławny Segway – uznawany w wielu rankingach za najbardziej nieudany wynalazek w historii – reklamował się hasłem mówiącym o tym, że nie będzie już nigdy konieczności chodzenia pieszo.

Lenistwo ponad jakością

Stek

Podam przykład anegdotyczny, jak mechanizm ten działa w mojej sytuacji. Jako fanatyk mięsa wiem, że aby zdobyć naprawdę dobry kawałek, muszę wybrać się nieco dalej, niż 200 metrów od domu. By trafić na odpowiednią, drobną marmurkowatość wołowiny, bez kluchowatych przerostów, trzeba się często naszukać. Tymczasem dyskont za rogiem oferuje masowo produkowane, pakowane próżniowo steki, pocięte i gotowe do obróbki termicznej.

Nie jest to mięso najwyższej jakości, jednak lenistwo wygrywa. Stek z Biedronki produkowany przez Sokołów to mimo wszystko półka wyżej od zrazowej z mięsnego. Mimo, że jest on jednak lata świetlne za dobrym, sezonowanym na sucho przez kilka (lub kilkanaście) tygodni antrykotem z byka rasy hodowanej na mięso, kupuję te średnie steki i smażę parę razy w tygodniu. Rzemieślniczy, specjalistyczny rzeźnik nie zarobił – zarobił dyskont. Pytanie: jak długo utrzyma się na rynku, mając taką konkurencję?

Masturbacja jest łatwa

Znany psycholog – Philip Zimbardo – rozszerzył zasięg tej hipotezy na seks oraz karierę. Według niego, dzisiejszy młody mężczyzna często wybiera masturbację i pornografię zamiast adoracji żywej kobiety oraz seksu, gdyż to pierwsze wymaga mniej wysiłku, a daje gratyfikację wystarczającą do uzyskania minimalnej satysfakcji. Człowiek zadowala się bylejakością. Zimbardo dalej konkluduje, iż popularność gier komputerowych przyczyniła się do apatii w sprawach dotyczących awansu zawodowego i zdobywania kolejnych szczebli kariery.

Gratyfikacja uzyskiwana poprzez osiąganie kolejnych poziomów w grze komputerowej zaspokaja podstawowe poczucie spełnienia, przez co motywacja do dążenia do ambitnych celów w świecie pozawirtualnym spada. Ja zauważam tę samą tendencję w krafcie. Mając dostępny średniej jakości produkt rzemieślniczy w dyskoncie, człowiek zadowala się nim, zamiast jechać specjalnie do sklepu dla koneserów na końcu miasta. Jest to ten sam psychologiczny mechanizm zadowalania się czymś w miarę OK, zamiast próbować sięgnąć po to, co najlepsze.

Przyszłość kraftu

Jakie ma to przełożenie na jakość samego piwa i przyszłość rynku? Perspektywy nie rysują się zbyt dobrze dla bezkompromisowych, niszowych sklepów i browarów. Sieci nie chcą na półkach ogromnej rotacji i eksperymentów – chcą stałości i ciągle tego samego . Nic dziwnego – w końcu ich targetem jest klient masowy. Dodatkowo dochodzi kwestia ceny, której lwią część stanowi marża pośrednika. Browar – zwłaszcza kontraktowy – na produkcie sprzedawanym do sieci zarabia tyle co nic, chyba że idzie na kompromisy w kwestii jakości surowców lub jest w stanie zorganizować ogromną skalę produkcji i jedynie przez nią mu się to opłaca.

W związku z tym, niektóre browary, zamiast zarzucać geeków ciekawostkami, warzą te same nudne piwa, by utrzymać się na rynku sieciowym. Na eksperymenty często nie ma już ani siły, ani mocy przerobowych. Szanuję tych, którym udaje się to łączyć bez szkody dla eksperymentów – są tacy! Łatwiej przecież trzepać to samo IPA trzeci rok niż coś pokombinować.

Wiele specjalistycznych punktów handlowych już wprowadziło cichaczem koncerniaki na swoje półki, a inne przyznają, że pieniądze zarabiają na czeskich lagerach i aromatyzowanych Fortunach, a nie na krafcie. Jedna z lokalnych sieci alkoholowych jakiś czas temu zmieniła plakaty prezentowane na swojej witrynie. Był Kingpin i SzałPiw – jest Harnaś i promocja na sześciopak Żuberka po 1,99 za puszkę. Wbrew opinii niektórych rzemieślników, moim zdaniem poprzez dostępność kraftu w marketach nie wykształci się rzesza nowych geeków.

Mit przyciągania do kraftu

Wprost przeciwnie. Wykształci się co najwyżej rzesza miłośników czegoś lepszego niż ten nieszczęsny Harnaś, ale tak do 8 złotych i najlepiej, żeby nie smakowało jakoś zbyt wyraziście, bo to jakieś perfumowane i w ogóle. Znajdą się zapewne i jednostki, które wezmą kiedyś pierwszy raz piwo w dyskoncie i tak się wkręcą, że zaczną sięgać po torfowe portery z kiszonymi śledziami, jednak jest to – moim zdaniem – kropla w morzu, która nie uratuje sytuacji.

A więc codzienny kraftopijca szukający ciekawego, owocowego IPA, idzie do dyskontu i kupuje piwo tam, a nie u specjalisty. Portfel nie jest przecież z gumy, a do tego dochodzi opisywane lenistwo. W efekcie sklepy specjalistyczne notują coraz gorsze wyniki sprzedażowe. Przekłada się to na ich płynność finansową, a także płynność dostawców (hurtowni) oraz samych browarów. Taki obraz rynku wręcz zmusza przedsiębiorstwa na każdym szczeblu – detalicznym, hurtowym i produkcyjnym – do kompromisów.

Tryumfalny powrót nudy

Browary – zamiast eksperymentować – robią setki hektolitrów nudnego piwa do marketów po to, by się utrzymać na rynku (a i tak większość marży weźmie pośrednik mający indeks w danej sieci). Część hurtowni przerzuca się na Czechy lub tanie browary regionalne. Sklepy specjalistyczne często albo rozszerzają ofertę i zarabiają na tanim piwie, albo zamykają się. Tych, którym się dobrze wiedzie, jest garstka – i dla nich ogromny szacunek! Kraft padł ofiarą lepszej dostępności. Wkrótce możemy doczekać czasów, gdy rzeczywiście w Biedronce będzie coś lepszego niż Tatra i Warka, ale nikomu nie będzie się opłacało warzyć rzeczy wyjątkowych, gdyż najzwyczajniej w świecie nie będzie gdzie ich sprzedawać.

Dla mnie – jako orędownika ciągłej zmiany, rewolucji i przeciwnika komfortowej nudy w kapciach – jest to konkluzja tragiczna. Nie zadowala mnie to, że mogę kupić kolejne generyczne piwo w stylu APA w dyskoncie zamiast Harnasia. Często zresztą popularność kraftu połączona z nieświadomością klienta masowego powoduje, że pod rzemiosło podszywają się zupełnie niekraftowe podmioty (agencje reklamowe, hurtownie zamawiające istniejące już piwo pod własną marką, a nawet… koncerny!) – to jednak materiał na inny felieton. Nie chciałbym, aby sklepy specjalistyczne padały. Chcę mieć dostęp do ciekawych piw oraz aby browary miały gdzie swoje kreatywne pomysły sprzedawać. Zachęcam więc wszystkich – dbajcie o swój sklep specjalistyczny! Nawet, gdy wygrywa wasze lenistwo, raz na jakiś czas pojedźcie na ten drugi koniec miasta i kupcie jakiegoś sztosa. Wkrótce bowiem możecie nie mieć gdzie…

2 komentarze do “Przekleństwo dostępności kraftu, masturbacja, lenistwo i steki z Biedronki”

  1. Właśnie się dowiedziałem, że na sprzedaż idzie najlepszy specjalistyczny sklep w pl w latach 2017-2018. Mowa tutaj o słupskim BROWARIUM. Aż łza się w oku kręci.

Możliwość komentowania została wyłączona.