My, kontraktowcy – czyli rzecz o parabrowarach, rzemieślnikach, autorach i wydmuszkach

Szerokim echem w polskim krafcie odbił się wywiad, jaki Docentowi udzielił Tomek Rogaczewski z Pracowni Piwa. Nie do końca zresztą ludzie zrozumieli sedno przekazu Tomka i uznali, iż jest on zaciekłym wrogiem wszelkich inicjatyw kontraktowych  (zwanych przez niego „parabrowarami”) – co nie jest prawdą. Celem ataku właściciela podkrakowskiego browaru były przede wszystkim wydmuszki, za którymi stoją agencje PR-owe, reklamowe, marketingowe oraz typowi „faceci w czarnych garniturach”, którzy chcą jedynie szybkiego zysku, a idee rewolucji są im obce. Nie to, żeby spora część dawnych buntowników podobny ubiór przyodziała – nie o tym mowa. Jak bumerang wraca przy tej okazji pytanie: czym jest browar rzemieślniczy?

Ci z Was, którzy słuchali poświęconego temu zagadnieniu panelu podczas jesiennej edycji Warszawskiego Festiwalu Piwa zapewne pamiętają, że wysunąłem wówczas propozycję, aby kontrakty przestać nazywać rzemieślnikami, a najlepiej aby w ogóle zmienić terminologię i zacząć stosować pojęcie „browaru autorskiego”. Aby bowiem odpowiedzieć na pytanie: „kim jesteśmy i dokąd zmierzamy?”, musimy sięgnąć do samych fundamentów. Przyjrzyjmy się więc definicji rzemiosła znajdującej się w Słowniku języka polskiego PWN:

rzemiosło

Jak widać, nacisk położony jest na fizyczny aspekt pracy i wykonawstwa czynności oraz opanowanie warsztatu. Nie ma tu ani słowa o kreacji. Sprawdźmy teraz definicję autora w tym samym słowniku:

autor

Tutaj widzimy już wyraźnie, iż podkreślona jest rola kreatywna. Jeśli piwo uznamy za projekt (to jest: wizję smaku, aromatu, etykiety, opakowania, przekazu– tak, piwo też może nieść ze sobą przesłanie, artystyczną prowokację, celową obrazoburczość, a nawet podtekst społeczny czy polityczny), to twórca całego konceptu jak najbardziej zasługuje na miano autora.

Kolejne pytania, które należy zadać, to: „czy świetny rzemieślnik musi być wizjonerskim autorem?” oraz „czy natchniony autor musi być znakomitym rzemieślnikiem?”. Moim zdaniem odpowiedź brzmi: nie. Przypadków, gdy obie te cechy i role idą w parze, istnieje wiele, ale nie jest to przecież warunek konieczny. Wykraczając poza piwowarstwo i odnosząc się do innej ulubionej przeze mnie dziedziny życia – muzyki – nie każdy przecież wykonawca jest kompozytorem czy autorem tekstów, jak i nie każdy kompozytor i autor tekstów jest świetnym wykonawcą. Fach w ręku i iskra geniuszu w głowie to dwie bardzo cenne rzeczy, ale często od siebie odległe, niezależne, a nawet ze sobą sprzeczne. Od wieków przecież poeci i filozofowie spierali się na temat prymatu rozumu nad mięśniami i vice versa. Chcę przez to powiedzieć, że można mieć znakomity pomysł na piwo i jego całą wizję, a jednocześnie nie mieć umiejętności, doświadczenia w pracy na dużym sprzęcie (albo jakimkolwiek), pieniędzy na otwarcie własnego browaru, możliwości czasowych czy życiowych by to zrobić – lub najzwyczajniej w świecie nie przejawiać chęci do ciężkiej, fizycznej pracy. Nie ma w tym nic zdrożnego! Podobnie w drugą stronę – można być niesamowicie sprawnym rzemieślnikiem, potrafić znaleźć metodę wykonanie projektu w sposób lepszy i bardziej efektywny niż ktokolwiek inny, doskonale zadbać o cały aspekt wykonawczy tak, że autor i pomysłodawca będzie stał z rozdziawioną gębą, jak doskonale zrealizował ów rzemieślnik przedstawiony koncept. To także wspaniała i godna wszelkich pochwał umiejętność! Nie ma tu wartościowania. Istnieją w końcu tacy, co łączą jedno z drugim – tworzą piwa i na dodatek je po mistrzowsku wykonują. Są niczym artyści solowi, którzy tworzą materiał, grają go i produkują całą swoją płytę. Wszystkim im należy się szacunek.

Czym więc są wydmuszki? To projekty od początku do końca nastawione tylko na maksymalizację zysków (podkreślam tylko, bo każdy artysta chce także przecież godnie żyć ze swojej sztuki), ignorujące wszelkie dziedzictwo piwnej rewolucji, kapitalizujące jej osiągnięcia, plując na wszystkie trzy typy piwnych herosów, których opisałem wyżej. Zazwyczaj polega to na tym, że ktoś, kto ma pieniądze, usłyszał gdzieś, że „ten cały kraft” albo „piwo rzemieślnicze” to jest coś, na czym można zarobić, więc idzie do browaru X i mówi „zrób mi pan IPA, bo to modne jest – tylko żeby było tanio”. Ewentualnie pyta: „nie zalega wam jakieś piwo na tanku? Chętnie przygarnę za pół ceny i przykleję swoje etykiety”. W efekcie cierpi nie tylko bezpośrednia uczciwa konkurencja, która sprzedaje porządne piwo w normalnej cenie, ale i konsumencka świadomość. Klient bowiem nie będzie się zastanawiał, czy firma Y to prawdziwy browar, inicjatywa kontraktowa, czy może wydmuszka. Kupi, wyleje do zlewu i powie „ten kraft to gówno, wracam do Harnasia”. Pomijam oczywistość, że i z prawdziwych browarów niejedno piwo do zlewu trafiło – to jednak zupełnie inny temat. Wydmuszki są jak producenci boy bandów, którzy zobaczyli, że można na tym zbić kasę w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych. Zero wartości artystycznej, marna jakość wykonawcza i nastawienie na szybki i łatwy pieniądz. Totalne przeciwieństwo tego, w co wierzymy jako piwni rewolucjoniści.

Kolejna kwestia to czy każde piwo rzemieślnicze jest autorskie i rewolucyjne oraz czy każde piwo rewolucyjne i autorskie jest rzemieślnicze? Po raz kolejny muszę odpowiedzieć dwa razy: nie. Istnieje przecież wiele browarów, zwłaszcza restauracyjnych, które warzą „jak Bozia przykazała”, używając identycznych surowców z tych samych hurtowni i sklepów piwowarskich, co rewolucjoniści, mając często w załodze znakomitych wykonawców. W ich ofercie widnieją jednak: jasne, pszeniczne i miodowe oraz czasami jedno piwo specjalne – najczęściej ciemne lub świąteczne z przyprawami, a w ostatnich latach zaczęło się gdzieniegdzie pojawiać w sezonie coś na kształt golden ale / summer ale. Taki browar jak najbardziej spełnia definicję rzemieślniczego, ale przecież nie robi nic rewolucyjnego, nie jest zazwyczaj autorski (są wyjątki!), bo praktycznie identyczny zestaw piw oferuje tuzin innych mikrobrowarów. W drugim przypadku z kolei mamy ludzi z pomysłem, ale bez sprzętu i/lub umiejętności, chęci, czasu czy pieniędzy. Dochodzi wówczas do najzwyklejszego w świecie outsourcingu, o którym mówił Tomek Kopyra w swojej wideopolemice, obecnego dziś praktycznie w każdej branży biznesu, jak i wszelkich dziedzinach sztuki. Przecież nawet Ozzy Osbourne miał za kulisami drugiego wokalistę, który mu pomagał we fragmentach, w których Książe Ciemności nie dawał rady! Piwo takie zazwyczaj jest rzemieślnicze, tyle że rzemieślnikiem nie jest autor (inicjatywa kontraktowa), ale ten, który je de facto wykonuje w browarze fizycznym. Istnieje więc swoisty dualizm – piwo może być zarówno autorskie, jak i rzemieślnicze – ale te dwie cechy mogą być podzielone pomiędzy dwa podmioty (albo więcej – w przypadku kooperacji!). Załóżmy jednak hipotetycznie, że człowiek X ma pomysł na piwo, dość precyzyjny i niecodzienny, jednak nie zleca go w polskim browarze rzemieślniczym, ale w Chinach, w wielkiej fabryce, w dużej ilości. Jeszcze się tak nie zdarzyło w Polsce, ale kto wie, co przyniesie przyszłość? Mamy wówczas piwo autorskie, jednak zdecydowanie nierzemieślnicze. Ciekaw jestem, jak do takiej sytuacji odniosłoby się polskie środowisko kraftowe – zakładając, że zamawiającym byłby rzeczywisty pasjonat a nie „facet w czarnym garniturze”? Aspekt opłacalności takiej inwestycji pomijam – jest to rozważanie teoretyczne.

Jak więc rozwiązać kwestię wydmuszek, jednocześnie zachowując pełne prawo autorskich inicjatyw kontraktowych do stania w jednym szeregu rewolucji z browarami fizycznymi? To z pewnością trudne zadanie, które stoi choćby przed Polskim Stowarzyszeniem Browarów Rzemieślniczych, ale także i przed nami samymi – autorami, kontraktowcami, rzemieślnikami. Jak dowiodłem wyżej, nazwa „browary rzemieślnicze” jest myląca i nieścisła, jednak taka się przyjęła i w rozmowach z laikami pomaga uniknąć nieporozumień. Wiem też, że wielu użytkowników języka traktuje uzus jako świętość. Ja jestem jednak w głębi serca preskryptywistą i wrogiem uzusu w sytuacjach rodzących niekonsekwencję, nieścisłość, a często wręcz sprzeczność ze stanem rzeczywistym. Postuluję więc o popularyzację terminu „piwo autorskie”, które o wiele precyzyjniej opisuje to, czym się zajmujemy, nie wyklucza kontraktów, a jednocześnie eliminuje wydmuszki oraz „zwykłe” browary warzące standardowy zestaw podstawowych piw, bez jakiejkolwiek chęci innowacji. Pamiętajmy przy tym jednak, że nawet najlepszy autor nie istnieje bez genialnego rzemieślnika. Szanujmy się nawzajem i wspierajmy! Ku chwale rewolucji i na pohybel fałszywcom!

3 komentarze do “My, kontraktowcy – czyli rzecz o parabrowarach, rzemieślnikach, autorach i wydmuszkach”

  1. Czyli głównym problemem jest kalkowanie angielskiej terminologii- „craft” nie oznacza dosłownie tego samego, co „rzemiosło”. Często występuje w zbitce „arts and crafts”.
    Inna sprawa to to, że w zależności od kraju „rzemieślnik” nie oznacza tego samego. W krajach południa, szczególnie we Włoszech, rzemieślnik jest bardziej artystą. Artystą użytkowym. I czy kładzie on kafelki czy jest kamieniarzem, to efekt jego pracy(mozaika, kamienny gzyms)można rozpatrywać w kategoriach dzieła sztuki(użytkowej)

Możliwość komentowania została wyłączona.