#OtwieraMy – obywatelski bunt przeciw rządowemu bezprawiu

W 1845 roku wielki amerykański pisarz i pionier wolności – Henry David Thoreau – osiedlił się nad jeziorem Walden, by skupić się na pracy i kontemplacji natury. W tym samym czasie rząd amerykański prowadził wojnę z Meksykiem, a w kraju funkcjonowało prawnie usankcjonowane niewolnictwo. Pewnego dnia w domu Thoreau zjawił się poborca podatkowy, który zażądał zwrotu zaległego podatku za sześć lat wstecz. Jako abolicjonista i wolnościowiec, pisarz nie zapłacił i trafił do więzienia. Wbrew jego woli, wykupiła go zza krat podobno własna ciotka, lecz to wydarzenie ukształtowało artystę na tyle, iż motyw obywatelskiego nieposłuszeństwa przewijał się w twórczości Thoreau nader często, a jego nazwisko stało się pierwszym skojarzeniem związanym z oporem wobec państwowej opresji, aż do czasów Martina Luthera Kinga.

Domek Henry'ego Thoreau
Replika domku Thoreau oraz jego posąg niedaleko Walden (źródło: Wikipedia Commons)

Dziś – wzorem zacnego prekursora – rusza pełną parą akcja #OtwieraMy – mająca na celu protest właścicieli lokali gastronomicznych, bezprawnie zamkniętych przez rząd PiS. Gdy to piszę, 1 lutego 2021 roku, mija właśnie sto pierwszy dzień dwutygodniowego zamknięcia barów, pubów i restauracji; zamknięcia wprowadzonego dyktatorskim rozporządzeniem, skutkującego agonią nie tylko jednej, ale wielu branż tworzących łańcuch naczyń połączonych.

Banner akcji #OtwieraMy
Banner akcji #OtwieraMy

Co więcej, wiele firm nie otrzyma żadnej rekompensaty od opresora, a dodatkowo będzie musiało jeszcze ponieść koszta. Od stycznia wprowadzono bowiem obowiązek kas fiskalnych online dla gastronomii, a także jedynie w kilku miastach (inicjatywa samorządowa – nie centralna – brawo dla nich!) zawieszono opłaty za zezwolenia na sprzedaż alkoholu. W przypadku braku jej uiszczenia, zezwolenie wygasa i nie można starać się o ponowne jego przyznanie przez okres sześciu miesięcy. Także firmy, które nie zatrudniają nikogo na umowę o pracę (np. gdy jest to spółka z o.o. współwłaścicieli, którzy pracują sami), nie mogły otrzymać świadczeń postojowych. Problemy stwarzały także wybierane uznaniowo kody PKD kwalifikujące się do państwowej jałmużny. Sytuacja wygląda więc tak, że państwo dekretem zabroniło ludziom prowadzenia biznesu i zostawiło ich oraz powiązanych z nimi dostawców bez środków do życia. W takiej sytuacji opór jest nie tylko usprawiedliwiony, ale konieczny.

Protest gastronomii
Protest gastronomii. Materiał pochodzi z zasobów Poznańskiej Izby Gastronomii.

W proteście przeciwko państwowemu zamordyzmowi, już w styczniu otworzyły się pierwsze lokale, które starały się – zachowując zdrowy rozsądek i reżim sanitarny (choć, niestety, nie wszystkie) – przetrwać. Wczoraj, 31 stycznia, odbyła się zaś konferencja prasowa Poznańskiej Izby Gastronomii, na której ogłoszono pierwsze oficjalne otwarcie w ramach akcji #OtwieraMy. Wydarzenie miało miejsce w restauracji Pierożek i Kompocik przy ulicy Półwiejskiej w Poznaniu. Według prelegentów, w akcji ma wziąć udział ponad pół setki lokali. Póki co jednak na interaktywnej mapie otwartych biznesów widnieje dużo mniej miejsc. Mam nadzieję, że wkrótce zostanie ona uzupełniona o kolejne pozycje.

W Poznaniu możecie obecnie odwiedzić:

Kawiarnie i restauracje:

Kluby:

Państwo oczywiście będzie walczyć i nakładać kolejne sankcje, a także nękać zdesperowanych przedsiębiorców. Póki co, w sądach wszystkie sprawy przeciwko nielegalnym karom nakładanym przez spuszczony z państwowej smyczy Sanepid są anulowane, jednak na tym nie koniec. Prikaz niszczenia niepokornych otrzymały różnorakie urzędy i instytucje, a właściciele lokali muszą liczyć się z odwiedzinami wszystkich świętych, zaczynając od Policji, przez Urząd Celno-Skarbowy, a kończąc na Straży Pożarnej. Państwo działa wg starej, dobrze znanej komunistycznej zasady, „dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie”.

Wyludnione miasto
Wyludnione miasto. Zdjęcie poglądowe. Źródło; Wikipedia Commons

Trzeba jednak pamiętać, że masowe bunty potrafiły obalać rządy. Według doniesień prezesa Polskiego Funduszu Rozwoju, gastronomia może być zamknięta minimum do maja. Nikt tego nie przetrwa. Lokale upadną, a wraz z nimi pasja i miłość, z którymi były tworzone. Na ich miejscu powstaną oczywiście nowe – tworzone jednak nie przez marzycieli z misją: pary, które miały dość pracy w korporacji, przyjaciół, którzy chcieli podzielić się z ludźmi swoją zajawką, artystów-kreatorów smaku; ale przez panów pod krawatem z teczkami pełnymi pieniędzmi i konszachtami z władzą. Już dziś takowi chodzą po mieście i sondują, co można za bezcen przejąć.Kryzys dotykający klasę średnią to dla korporacji i milionerów raj wyprzedaży. Część właścicieli już nie wytrzymało psychicznie. Fala depresji, rozwodów, uzależnień i samobójstw dopiero się zaczyna. Nie tak dawno cały kraj obiegła informacja, że odebrał sobie życie restaurator Jarosław Gasik z Wrześni. Piszą do mnie znajomi, którzy wiedzą o kolejnych tego typu historiach, mniej nagłośnionych medialnie.

Konkluzja jest smutna. Jeśli bowiem wszyscy razem nie staniemy murem, jeśli nie stawimy oporu, to wszystko, co było piękne w gastronomicznym krajobrazie ostatnich kilku lat; to, co udało się krwią, potem i znojem wywalczyć w opornym polskim piekiełku, gdzie ludzie nawet przed pandemią nie byli skłonni wydawać pieniędzy w lokalach (w porównaniu z krajami zachodnimi); to, co udało się wykształcić – edukując, pisząc, organizując warsztaty, degustacje, targi i festiwale, orząc na ugorze – to wszystko zginie, jak łzy na deszczu.

Nadzieja umiera ostatnia. Trzymajcie się zdrowo i zachowujcie zdrowy rozsądek. Obostrzenia rządowe są absurdalne, nielogiczne i niszczące. Wirus jednak nie jest wymysłem – jest prawdziwy i stanowi zagrożenie dla zdrowia. Korzystajcie z wolności odpowiedzialnie i wspierajcie tych, którym rząd podrzyna gardło.

***** ***