Deutsche Sommertour – day 5 – Holandia, nadreńskie bulwary i rozświetlony neonami postindustrialny park

Mieliśmy dojechać aż do Amsterdamu, odwiedzić coffee shopy, pozwiedzać i ruszyć w drogę powrotną. Nie starczyło jednak dni. Już na etapie planowania ta idea upadła. Nie chcąc jednak rezygnować z odwiedzenia Holandii, znalazłem tuż przy granicy, niedaleko miejscowości Vaals, labirynt. Jako wielbiciele horror house’ów i escape roomów, z miłą chęcią wybraliśmy się właśnie tam. Wszak błądzenie wśród zadbanych żywopłotów i rozwiązywanie zagadek w słoneczny dzień to wspaniała rozrywka, którą polecam każdemu!

Drielandenpunt – labirynt na granicy trzech krajów

Drielandenpunt

Jak się jednak okazało, labirynt Drielandenpunt (nazwa wzięła się od tego, iż zbiegają się tam granice Niemiec, Holandii i Belgii), okupowany jest głównie przez rodziny z rozwrzeszczanymi dziećmi, a cały kompleks przypomina wesołe miasteczko. Nie tego oczekiwaliśmy. Mimo wszystko, spędziliśmy trochę czasu błądząc po obiekcie, wchodząc na platformy, mosty i wieże, z których można było obserwować pieczołowicie zaplanowany labirynt oraz… dach kawiarni, ukształtowany i pomalowany na wzór motyla! Dla rodzin z dziećmi miejsce idealne! Chodząc wąskimi alejkami mijaliśmy wiele atrakcji w postaci mini-gier, figurek czy natrysków, przez które można przebiec lub poczekać chwilkę na krótką pauzę, aby się nie zmoczyć. Dodatkowo, wzdłuż poprawnej ścieżki wiedzie seria pytań i zagadek na temat miejsca, w którym się znajdują odwiedzający. Niestety, dla wielbicieli romantycznych, odludnych miejsc – zdecydowanie nie jest to polecana destynacja. Mimo wszystko, mnie się podobało!

Akwizgran

Składniki słynnych ciastek z Akwizgranu

Zanim trafiliśmy do tego miejsca rodzinnych uciech, odwiedziliśmy Akwizgran, gdzie poza piękną katedrą mieliśmy jeden cel: ciastka! Tak, tak – w tym przygranicznym mieście znajdziemy słynne pierniczki o nazwie Printen, a najlepsze i najbardziej znane robi Printenbackerei Klein. Na starówce możecie trafić na minimum dwa sklepy, które oferują ich wyroby. Do produkcji oryginalnych ciastek używa się tu mąki pszennej, trzech rodzajów cukru, cynamonu, anyżu, goździków i kolendry. Przypominają one nieco polskie pierniczki, jednak mają swój unikatowy charakter. Zjeżdżają tu turyści z całych Niemiec i krajów Beneluksu, by spróbować tej lokalnej smakowitości.

Düsseldorf

Krzywe budynki w Düsseldorfie

Harmonogram piątego dnia wycieczki mieliśmy napięty, bo jeszcze pozostały nam w agendzie dwa miasta! Z labiryntu udaliśmy się do Düsseldorfu, gdzie najpierw – na przedmieściach – zobaczyliśmy Kościół pw. Najświętszego Sakramentu, potocznie nazywany kościołem-bunkrem, z racji swojego kształtu oraz… funkcji, jaką pełnił podczas II Wojny Światowej. Wówczas to naziści przejęli kontrolę nad budynkiem i uczynili z niego schron przeciwlotniczy. Po wojnie dobudowano dzwonnicę, a pięć lat temu Kościół Katolicki przekazał świątynię Kościołowi Koptyjskiemu, który ją wyremontował i obecnie służy za miejsce modlitw tejże wspólnoty.

W samym Düsseldorfie zaparkowaliśmy pod jednym z najciekawszych architektonicznie miejsc – tzw. „pokręconych budynkach” zaprojektowanych przez Franka Gehry’ego, który postanowił ożywić nieco smutne portowe nabrzeże miasta. Dzięki temu zyskało ono trzy ciekawe konstrukcje, które dziś sprawiają, że spacery nad Renem zyskują wizualną atrakcje – zwłaszcza, gdy słońce odbija się od lustrzanych powierzchni załamujących światło. Tuż obok wyrasta Wieża Reńska, która nie tylko jest imponującym narzędziem komunikacyjnym, ale także… zegarem, który w specyficzny sposób wyświetla aktualny czas na fasadzie budynku!

Udaliśmy się na godzinny spacer nadreńskimi bulwarami, mijając setki turystów i miejscowych, którzy odpoczywali w ten słoneczny wrześniowy dzień, wpatrując się w pływające po rzece statki. Tłum w Düsseldorfie był niesamowity! Miasto naprawdę żyło, jakby nigdy nie było żadnej pandemii. Mijając kolejne gastronomiczne budki, trafiliśmy w końcu do części miasta, gdzie mieści się ratusz, kilka kościołów oraz wszelkie restauracje. Mimo że na początku chcieliśmy zjeść gdzie indziej, ostatecznie zakotwiczyliśmy w azjatyckim barze Quang Minh, gdzie zjedliśmy dość tani i smaczny posiłek.

W Düsseldorfie najważniejszy jest jednak Altbier! Tak jak w Lipsku trzeba wypić Gose, a w Kolonii Kölsch, tak tu – musiałem spróbować prawdziwego Altbiera. Pierwsze kroki skierowałem do Uerige, gdzie z trudem znaleźliśmy stolik. Piwo było fenomenalne. Mimo ciemnej barwy, zachwycało wytrawnością i goryczką wyższą niż w większość IPA na rynku, a wszystkiego dopełniała miła podbudowa w stylu chlebowym. Niesamowite! Ciut gorzej było w Schlüssel, gdzie udaliśmy się z misją porównawczą. Ta wersja okazała się ciut bardziej wodnista i bez wyrazu, choć wciąż nie była zła. Do Uerige jednak nie miała startu.

Duisburg

Park industrialny w Duisburgu

Düsseldorf nie był jednak końcowym punktem piątego dnia wycieczki. Już po ciemku dotarliśmy do Duisburga, gdzie mieliśmy w planie odwiedzić postindustrialny park – coś w stylu Ferropolis, o którym pisałem w pierwszej relacji – jednak mieniący się neonami i będący miejscem spotkań miejscowych. Dumnie nazwany Północnym Parkiem Krajobrazowym kompleks składa się z opuszczonych maszyn wydobywczych, kopalnianych szybów oraz gigantycznych pieców hutniczych. W czasach przedpandemicznych wszędzie można było wejść, włącznie ze zwiedzeniem największego z pieców. Dziś, niestety, schody są zamknięte łańcuchem. Podobnie jak w Ferropolis, odbywają się tu koncerty, a jeden z budynków zamieniono w… największe w Europie centrum nurkowe znajdujące się pod dachem! Miejsce to zniewala szczególnie nocą, gdy rozświetla się kolorowymi neonami. Jest to także wspaniała lokalizacja na sesje zdjęciowe czy teledyski. Co ciekawe, działa tu także… hotel, jednak przeznaczony wyłącznie dla członków DJH, czyli niemieckiej organizacji młodzieżowej.

Niesamowite wrażenia w Duisburgu, spacer przepięknymi nadreńskimi bulwarami w Düsseldorfie zwieńczony pysznym piwem, smakowite ciastka w Akwizgranie i miło spędzony czas w holenderskim labiryncie. Szkoda, że trzeba było już wracać…. Od tej pory przecież poruszaliśmy się już wyłącznie na wschód, czyli z powrotem…