Jako że od ostatnich praskich polecajek Beer, Bacon & Liberty minęło prawie pięć lat, najwyższa pora odświeżyć nieco ten temat. Nadarzyła się do tego znakomita okazja, gdyż ciepły kwietniowy weekend spędziłem właśnie w stolicy Czech. A więc: gdzie zjeść w Pradze w 2024 roku? Przygotowałem kilka propozycji, podzielonych na kategorie, aby ułatwić Wam rozkoszowanie się kulinarnymi propozycjami miasta Franza Kafki. A jako że Ryanair uruchomił ultratanie loty z Poznania do Pragi, grzech nie skorzystać!
Mapa
Najlepsze śniadanie w Pradze (i lunch)
Miejscówek oferujących śniadania jest co nie miara, jednak skupię się tylko na tych, które osobiście przetestowaliśmy. Zacznijmy od tej, do której zawitaliśmy jako pierwszej. W ciepły czwartkowy dzień wylądowaliśmy na Lotnisku im. Vaclava Havla i udaliśmy się komunikacją miejską z bagażami na Karlin. Tam bowiem zaznaczone mieliśmy dwie miejscówki, od których warto było rozpocząć praskie gastroeksploracje. W EMA Espresso Bar nic nie zjedliśmy, a jedynie zerknęliśmy do środka, gdyż zdecydowaliśmy się przysiąść w ogródku restauracji Eska Karlin, mieszczącej się tuż obok wejścia do Forum Karlin – kulturalno-eventowego centrum dzielnicy.
Eska Karlin
Eska to koncept grupy gastronomicznej Ambiente, odpowiedzialnej choćby za elegancką Café Savoy czy gwiazdkową La Degustation Bohême Bourgeoise. W samym sercu Karlina wypiekają swój autorski chleb w dwóch wersjach: 33% oraz 66% mąki żytniej, dzięki czemu już od wejścia wita nas przyjemny aromat. Oprócz tego, nie stronią od słodkich wypieków, jak jabłeczniki czy pastéis de nata. Kawę dostarcza tu czeska palarnia rzemieślnicza Nordbeans, jednak specjalnością zakładu są fermentowane lemoniady. Na miejscu można też zakupić różnorakie przetwory, wyciągi i fermenty.
Zamówiłem polecane przez ekipę Ambiente danie: ziemniaki w popiele. Były to młode ziemniaczki, zapiekane pod pierzyną kefirową, posypane żółtkiem i koprem, podawane w akompaniamencie cząstek wędzonego karpia. Warto tu nadmienić, że w Esce poza aromatem świeżo wypiekanego chleba to właśnie zapach ryb unosi się w atmosferze tego postindustrialnego lokalu. Całość – dopełniona fermentowaną lemoniadą i świeżym chlebem z miękkim masłem – doskonale rozpoczęła praskie przygody gastronomiczne.
Z bardziej typowych śniadaniowych propozycji, lokal proponuje np. zestaw z jajecznicą, wędzoną rybą, labnehem, słodkim twarogiem, sałatką i tostowaną brioszką. Jest też opcja zamówienia jajecznicy z… truflami. Trufle generalnie można dodać do wszystkiego.
Gurmet Pasáž Dlouhá
Podaję ten adres zbiorczo, gdyż w tym miejscu mieści się całe gastronomiczne zagłębie, a niedaleko jeszcze mamy kolejną miejscówkę ekipy z Ambiente – Lokál Dlouhááá. W samym pasażu, do którego wejść możecie zarówno od Dlouhej, jak i od Hradebnej, znajdziecie choćby mekkę mięsożerców – sklep Naše maso. Oferują najwyższej jakości mięso, a także… podobno najlepsze burgery w Europie. Na pewno jest to miejsce, gdzie zjeść w Pradze warto!
Naprzeciwko mamy zaś Bistro Sisters, które specjalizuje się w otwartych kanapkach z przeróżnymi dodatkami. Mają tu zarówno opcje mięsne, jak i wegetariańskie – więc każdy znajdzie coś dla siebie. Samo pieczywo nie powaliło mnie na kolana, jednak jak ktoś ma ochotę poczuć trochę Kopenhagi w Pradze, to zapraszam.
Zona Bistro serwuje zaś foccaccię i zapiekanki w przeróżnych kompozycjach. Wziąłem wersję pikantną na bagietce – w końcu jako Polak uwielbiam zapiekanki z ostrym salami! Wszystko tu pasowało, może niepotrzebnym dodatkiem były nachosy powbijane w wierzch buły. Było smacznie, jednak ciut drogo jak na – było nie było – zapiekankę.
W pasażu znajdują się także m.in. cukiernie i winoteki, jednak my wróciliśmy tam w poniedziałek na kolejne śniadanie. Tym razem moja ukochana zamówiła ogromnych rozmiarów pitę z falafelami w Falafelova Bistro, a ja skusiłem się na przepyszne, chrupiące banh mi z kaczką w Banh Mi Makers.
Kawa i słodkie w Pradze
Praga stoi rzemieślniczymi cukierniami i kawiarniami oraz palarniami segmentu specialty. W sumie punkt ten można także podciągnąć pod śniadania – zwłaszcza jeśli ktoś lubi na słodko. Dla mnie to dwie osobne sprawy, więc tak też to kategoryzuję w moich polecajkach. Poza wspomnianą Eską, na kawie byliśmy w kilku innych ciekawych miejscach.
Cafe Chloe
Cafe Chloe to miejsce specyficzne. Jeśli byliście kiedyś w Różove w Poznaniu, to poczujecie ten klimat – tylko w zwiększonej dawce. Lokal został zaprojektowany w stylu instagramowego różu, włącznie z lustrem oraz ściankami ze sztucznymi kwiatami, służącymi do robienia na ich tle selfie. Wszystko inne także jest różowe: filiżanki (można także kupić ceramikę – co zrobiliśmy!), zastawa stołowa, a nawet dania, czy… klientela. Cappuccino dostaliśmy z różowym napisem Prada (możecie dostać z różnymi markami kojarzącymi się z luksusem), lawendowa lemoniada także przybrała taką barwę, a w moim espresso pojawiły się fragmenty różowego brokatu.
No dobrze – ale czy poza efektem wizualnym jest tu smacznie? Tak! O ile zawsze wolę „na słono” niż „na słodko”, to moje grubaśne francuskie tosty otoczone cynamonowym cukrem, nadziewane białym serem, z dodatkiem przełamującej słodycz kwaśnej śmietany oraz ćwiartki męczennicy naprawdę dały radę. Lokalna rzemieślnicza lemoniada z lawendą i hyćką także.
Gdzie zjeść w Pradze, aby zrobić sobie słitfocię na insta? Koniecznie w Café Chloe. Lokal mieści się w samym centrum, rzut beretem od dworca kolejowego oraz Synagogi Jubileuszowej i współdzieli dziedziniec z Hotelem Zlatá Váha.
Cukrář Skála
Cukrář Skála ma obecnie dwa lokale w Pradze: jeden na Starym Mieście (we wspomnianym Gurmet Pasáž Dlouhá), a drugi na Nowym – obok Hotelu Marriott i restauracji Červený jelen. My skorzystaliśmy z tej drugiej lokalizacji. Polecam zwłaszcza wystrój ogródka i figurek tytułowego czerwonego jelenia, fruwającego akrobatycznym lotem nad głowami konsumujących ciastka gości. Tuż obok mieści się jeszcze azjatycka restauracja Sia, w której dorodne karpie koi pływają w fosach wokół podłogi. Następnym razem chętnie i tam sprawdzę poziom smakowitości.
Aby zjeść w Pradze coś słodkiego o poranku, Cukrář Skála to miejsce ku temu stworzone. My zaszliśmy tam zmierzając na gwóźdź programu – lunch w restauracji z gwiazdką Michelin, ale o tym za chwilę. U Lukáša Skály zamówiliśmy kawę oraz dwie kaloryczne bomby: „ziemniaczek” zrobiony z marcepanu i czekolady, a także ozdobiony owocami ekler korzenny. Jedna i druga pozycja w okamgnieniu rozpłynęły się w naszych ustach, pozostawiając poczucie niedosytu i chęci kontynuowania słodkiej przyjemności. Musieliśmy jednak zbastować i zostawić sobie w żołądkach miejsce na obiad. Jedyny zarzut to dość mało wyczuwalne korzenne przyprawy w eklerze. Wybór różnorakich monoporcji, ciasteczek, ciast i tortów jednak jest u Skály przeogromny, więc z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie.
Spośród miejscówek słodkich zaszliśmy jeszcze do Cafe Savoy, urządzonej na wzór wiedeński, gdzie zjedliśmy miejscowy tort, który wydawał się być inspirowanym słynnym tortem Sachera z Wiednia. Tyle że tutaj dominowały nuty marcepanu, a nie czekolady. Jest to miejsce eleganckie i zdecydowanie można zabrać tam drugą połówkę na randkę.
Field – restauracja z gwiazdką Michelin w Pradze
Już naszą tradycją jest, że podczas każdego wyjazdu odwiedzamy lokal rekomendowany przez przewodnik Michelin. Staramy się również, by było to miejsce z gwiazdką. Nie zawsze się to udaje, gdyż warunkiem jest możliwość wyboru jednej opcji bezmięsnej – co niestety w 2024 roku nadal stanowi przeszkodę dla niektórych konserwatywnych restauratorów. Na szczęście ludzie stojący za praską restauracją Field, mieszczącą się na Starym Mieście, żyją nawet nie tyle w XXI, co w XXII wieku.
Wine pairing i non-alcoholic pairing
Dlaczego? Gdyż po raz pierwszy spotkałem się z tym, że nie tylko mieliśmy wybór opcji podstawowej oraz wegetariańskiej menu degustacyjnego, ale także poza klasycznym wine pairingiem (w dwóch wersjach: bazowej i luksusowej) umożliwiono niepijącym gościom delektowanie się selekcją napojów bezalkoholowych, specjalnie dopasowanych do potraw degustacyjnych. Co więcej, nie były to zwykłe soki czy Coca Cola. O nie! Tak naprawdę to w tym obszarze zostaliśmy zaskoczeni ogromną kreatywnością.
Mocktaile, infuzje i wyciągi, jakie otrzymaliśmy, to choćby: grejpfrutowa kombucha, napój winogronowo-kalarepowy, wędzona herbata infuzowana selerem, sok z granatu z melisą, sok ze świeżej czerwonej kapusty z żurawinową nutą, czy w końcu napój na bazie rokitnika i migdałów. Wina też były wspaniałe (zamówiliśmy pairing zarówno alkoholowy jak i bezalkoholowy), jednak to właśnie opcja dla niepijących wywołała efekt wow. Sam mam zamiar poeksperymentować z tego typu napojami.
Menu degustacyjne
Co prawda w Field byliśmy w porze sobotniego lunchu, to jednak zamówiliśmy pełne menu degustacyjne: jedno podstawowe, a drugie wegetariańskie. Zanim jednak główne pozycje pojawiły się na stole, otrzymaliśmy kilka czekadełek i amuse bouche: paluchy cebulowe z lubczykowym i kurczakowym masłem, krem truflowy podany z czarną truflą zakopaną pod jesiennymi liśćmi, bułkę z tapioki lub kaszanki, świeży domowy chleb oraz serek kanapkowy z jadalnymi kwiatami. Oprócz tego był jeszcze pietruszkowy chips przełożony makrelą z fermentowanym agrestem oraz chrupiący krokiet cielęcy na estragonowym majonezie, przyozdobiony młodymi liśćmi rukwi oraz cieniutkimi plasterkami czarnego czosnku. W wersji wege oczywiście zaserwowano odpowiedniki warzywne zamiast ryby, a także tofu na kamieniu.
Przystawki
Jak już zjedliśmy wszystkie maleństwa, przyszła pora na pierwsze danie z głównego menu. W moim przypadku była to emulsja z golca pod grejpfrutową granitą, z imbirem, rzodkwią i kawiorem z pstrąga, w towarzystwie sosu na bazie likieru i tamari. Od samego początku zostałem zwalony z nóg. Połączenie ryby z mrożonymi cytrusami i pikantnością imbiru dawało niesamowity efekt orzeźwienia, a mocno aromatyczne białe wino szczepu Sauvignon Blanc podkreślało rześki charakter pierwszego dania. W opcji wegetariańskiej znalazła się równie wiosenna kompozycja ze świeżego serka, papryki słodkiej, bazylii i ogórka. Pełna relacja zdjęciowa pojawi się na Instagramie, zaś tu zamieszczę jedynie kilka fot.
Drugie danie to otulona sosem rieslingowym z olejem szczypiorkowym i paprykowym rolada z cukinii, nadziewana serem dojrzewającym w popiele oraz kiszonymi wędzonymi migdałami, udekorowana kawiorem. W wersji podstawowej (dla obu opcji) jest to „kawior” z glonów morskich, jednak można ulepszyć swoje doświadczenie dopłacając za prawdziwy kawior z bieługi. Jako że wyznaję zasadę maksymalnego korzystania z łaski życia, oczywiście wybrałem opcję popularną za naszą wschodnią granicą. Czy warto płacić stówę za łyżkę rybiej ikry? Dla doświadczenia – pewnie. Nie żałuję. Czy będę jadł kawior z bieługi regularnie? Pewnie nie, aczkolwiek czasem się skuszę. Dla mnie największym bohaterem tego dania był jednak niezwykle pikantny ser – ale w taki serowy sposób, nie jakby ktoś go polał ostrym sosem.
Następnie na stół wjechał – kontynuując temat kawiorowy – jesiotr, w towarzystwie marynowanego siedzunia sosnowego, w esencjonalnym oleju orzechowo-lubczykowym. W wersji wege zaś podano emulsję groszkową z czarnymi orzechami, pietruszką i miętą, udekorowaną jadalnymi kwiatami. To właśnie tutaj jako pairing bezalkoholowy zaproponowano herbatę wędzoną Lapsang Souchong infuzowaną selerem korzeniowym. Mózg rozwalony.
Dania główne
Czwarta propozycja to grillowany królik z pieczoną kaszą gyczaną i foie gras w dwóch odsłonach: świeżym oraz obsmażonym z obu stron, podany z kapeluszem shiitake. Całość zaś pływała w esencji umami z nutą cytrusową. Właściwie ta cytrusowa nuta była jedynym smakiem, który mi nie grał podczas całego lunchu. Nie narzekam jednak! Wszystko było przepyszne. W opcji bezmięsnej podano prawdziwą ucztę dla grzybofilów – owocniki lejkowca dętego, którego widziałem w moim lesie tylko raz. Lejkowiec skomponowany został z chipsami ziemniaczanymi, tofu oraz selerem korzeniowym.
Jeśli jeszcze się zastanawiacie, gdzie zjeść w Pradze, to może danie numer pięć rozwieje wątpliwości. Na zdjęciu na drugim planie widać chips z kaszy gryczanej w kształcie loga restauracji, wypełniony tatarem z golonki jagnięcej (w wersji wege: soją), który podany został w akompaniamencie ceramicznego jajka, w którego wnętrzu znajdowała się emulsja z kiszonych warzyw (rzodkiewka, por, szparagi), pianka z grochu oraz lody z karmelizowanej cebuli. Absolutny majstersztyk.
Danie szóste to kolejna eksplozja intensywności smaków: marynowana w shio koji grillowana polędwica cielęca z konfitowaną szalotką i pianką z topinamburu. Dodatkowo do smaku dostałem brioszkę z pastrami i majonezem z kaszy gryczanej, kiszonymi porzeczkami i proszkiem z korniszonów. Moja ukochana otrzymała zaś ravioli z cukinią i bakłażanem, w czosnkowo-maślanym sosie.
Desery
Jak wiecie, nie jestem wielkim zwolennikiem słodyczy. Najlepszy deser to dla mnie taki, który nie jest za słodki. Taki też był ten serwowany przez Field. Tu nie wprowadzono już podziału na menu wegetariańskie i mięsne. Oboje dostaliśmy to samo: lekko ubity serek twarogowy z bergamotką, wzbogacony aromatem różanym oraz polewą z melisy, z sorbetem z fermentowanej bergamotki, podany z pianką i jadalnym szkłem. Największą atrakcją jest jednak zadymianie stołu. Kelner przynosi suszone kwiaty róży i bergamotki, a następnie zalewa je aromatyczną esencją, która wytwarza dym, pokrywając cały stół aromatem kwiatów. Właśnie na takie doświadczenia, które śmiało można nazwać sztuką, przychodzi się do gwiazdkowych restauracji.
Jako że restauracja nazywa to popisowe danie „predeserem”, czas na deser właściwy. Tu otrzymaliśmy kompozycję moreli (lody) i jeżyn (galaretka), podaną z kremem z białej czekolady i kroplami dressingu lipowego oraz olejów tymiankowego i cytrynowego.
Na sam koniec poczęstowano nas jeszcze petit four w postaci autorskich minisłodyczy: ciasteczek oraz czekoladek. Wybraliśmy po jednej sztuce z każdego rodzaju. Póki co było to najlepsze doświadczenie gastronomiczne na naszej Michelinowej trasie. Ciężko będzie je pobić. Wszystko – od wystroju, przez obsługę, aż po samo doświadczenie patrzenia, wąchania i smakowania, było na najwyższym światowym poziomie. Dodatkowy plus oczywiście za opcję wege i bezalkoholową.
Wegetariańskie jedzenie w Pradze
Choć czeska kuchnia nie należy do wybitnie przyjaznych dla wegetarian i wegan, Praga ma do zaoferowania niezliczoną liczbę miejsc, w których jarosze najedzą się do syta i będą do nich chętnie wracać. W 2019 roku byliśmy w Satsang, a tym razem wybraliśmy się do miejsca o nazwie Lehká hlava – położonego nieopodal Teatru Narodowego.
Sukces tego lokalu pokazuje, że dziś nie wystarczy dobrze karmić. Trzeba jeszcze oferować ciekawą otoczkę – i o to zadbano tu doskonale. Rozumiem, że nie każdemu przypadnie „kosmiczny” czy „ezoteryczny” wystrój tego miejsca, jednak zdecydowanie trafił on w moje gusta.
W menu znajdziemy pełną gamę wegetariańskich i wegańskich przysmaków. My zdecydowaliśmy się na burgera o nazwie Parmesan Pleasure z mięsem od Beyond Meat i chipsem z sera Gran Moravia, a także na azjatycki makaron z woka z warzywami i seitanem. Nieco nie grała mi tu konserwowa papryka, aczkolwiek całość smakowała dobrze.
Lehká hlava oferuje również ciekawe koktajle – także bezalkoholowe. Ja wybrałem LST, czyli połączenie zielonej herbaty Samurai, matchy, guarany oraz soku z limonki.
Browary restauracyjne i kuchnia czeska
Tym razem nie piłem w Pradze za dużo piwa, ani też nie zwiedzałem browarów. Główną piwną atrakcją był piątkowy Praski Festiwal Piwa, na który wybrałem się w celu degustacji i pogaduszek. Spędziłem tam kilka godzin, spotkałem starych znajomych z Polski i ze świata. Wypiłem też dużo różnego piwa, jednak nie poczyniłem notatek. Wypad na tę imprezę miał dla mnie głównie wymiar towarzyski.
Odwiedziliśmy za to dwa browary restauracyjne: Pivovar Lod’, mieszczący się na zacumowanym statku przy Moście Štefánika, a także Vojanův Dvůr na Malej Stranie, tuż przy Vojanovych Sadach. Od kilku lat już chciałem wybrać się do browaru na łodzi, z racji swojego unikatowego umiejscowienia. Tak więc po koncercie muzyki klasycznej w Pałacu Lobkowiczów udaliśmy się na spacer nabrzeżem. Pomimo wczesnej wiosny, słońce prażyło już dość mocno, więc dwudziestokilkuminutowy przemarsz dał się nam trochę we znaki.
Na łodzi dowiedzieliśmy się, że można zasiąść na górnym pokładzie, jednak nie ma tam serwisu. Niestety, chyba też sprzątającego. No nic. Zamówiliśmy jedzenie i picie: ogromną porcję talarków ziemniaczanych z sosem tatarskim (spokojnie możecie zamówić jedną na dwie osoby) oraz kiełbaski gotowane w ciemnym piwie z… czterema rodzajami cebuli: duszoną, zieloną, czerwoną oraz chipsem cebulowym. Do tego plasterki chili. Całość okazała się bardzo sycąca. Jeśli chodzi o piwo, wypiłem trzy, które mieli na kranie: jedenastkę, dwunastkę i trzynastkę (ciemną). Były poprawne i dobrze komponowały się z jedzeniem. Najlepiej chyba smakowało mi ciemne o nazwie Monarchie.
W restauracji Vojanův Dvůr także zamówiliśmy ziemniaczki, a ja dodatkowo wypiłem lagera o nazwie Malostranský ležák, którego po chamsku zaniosłem sobie w plastiku do sadu i położyłem się na trawie, obserwując kroczące tam pawie oraz rozkwitające lilaki i jabłonie. Przy stoliku zaś zamówiłem jeszcze ciemne piwo Černý havran oraz premierowe Victoria Ale. Klasyczny ciemny lager oraz przyzwoity pale ale. Wszystkie piwa z gatunku: „pij, nie cmokaj„.
Kohoutek
Ostatni akapit poświęcę restauracji Kohoutek, którą nie bardzo mam gdzie indziej zaklasyfikować. Jest to bowiem położona na praskich Vinohradach restauracja specjalizująca się w… młodych kogutach przyrządzanych we włoskim stylu. Nowatorskim rozwiązaniem jest tu sposób zamawiania posiłków, gdyż można zarówno poczekać na kelnerkę, jak i… zamówić w automacie niczym w fast foodzie.
Koguty serwowane są tu w przeróżnych konfiguracjach, jednak jako że była to moja pierwsza wizyta w Kohoutku, zdecydowałem się na opcję classic. Dostałem pół pieczonego ptaka, a do tego pieczone ziemniaczki i sos. Smakowało, mięso było OK, ciut bardziej zbite niż typowy kurczak, jednak czy warto specjalnie tam iść inaczej niż dla ciekawostki? Wolę wołowinę. Lub tego golca z grejpfrutową granitą z Fielda…
Podsumowując, wypad do Pragi był udany. Pojedliśmy, popiliśmy i zaliczyliśmy większość miejscówek, które zaplanowaliśmy. Skoro teraz są takie dobre połączenia lotnicze, zapewne za jakiś czas pojawi się aktualizacja rekomendacji. Tymczasem mam cichą nadzieje, że mój tekst choć trochę pomógł Wam w kwestii dylematu gdzie zjeść w Pradze w 2024 roku. Tak, idźcie do Field i nie patrzcie na ceny. Warto!
Nie tylko miłośnik dobrej kuchni, ale też kucharz-amator, który samodzielnie przygotowuje i testuje różne przepisy z całego świata. Podróżnik i degustator pysznego jedzenia w różnych krajach i kulturach. Sensoryk piwny. Właścicielem kraftowego browaru kontraktowego, który tworzy odjechane piwne eksperymenty. Jako były piwowar domowy, ma duże doświadczenie w warzeniu i zna się na technikach i stylach piwa. Lubi eksperymentować z nowymi smakami i połączeniami, zarówno w kuchni, jak i w szkle. Jego motto to: “Albo grubo, albo wcale”.