Jeśli myśleliście, że Patagonia to jedyne miejsce, do którego udałem się z kulinarno-krajoznawczą ekspedycją – mylne wasze wrażenie! Na długi weekend w okolicy Bożego Ciała wybrałem się samolotem z Poznania do Bari, a następnie pociągami i autobusami przemieszczałem się po okolicy, eksplorując to, co Apulia i Basilicata mają w swej ofercie najlepsze. W efekcie powstał ten przewodnik, zawierający 32 sprawdzone miejscówki na jedzenie tańsze i droższe, drinka, kawę i – oczywiście – piwo kraftowe. Zamieściłem wyłącznie własne, szczerze opinie. Jesteście ciekawi gdzie zjeść w Bari, Materze i Apulii? No to parzymy kawkę, nalewamy aperolka i czytamy. Smacznego!
Interaktywna mapa: gdzie zjeść w Bari, Materze i Apulii
Zanim przejdziemy do opisów, zrobiłem dla Was interaktywną mapę, dzięki której z łatwością odnajdziecie się w moich rekomendacjach.
Powiększ ją, aby zobaczyć wszystkie restauracje, kawiarnie i puby w każdym z opisywanych miast. Filtruj wyniki poprzez zaznaczanie i odznaczanie elementów w legendzie.

10 potraw, których musisz spróbować w Apulii
Kuchnia apulijska jest wyjątkowa na tle reszty Włoch i proponuje dania, których nie spotkacie nigdzie indziej. Jako że popularne tanie linie lotnicze oferują atrakcyjne połączenia, grzech byłoby nie wykorzystać okazji i nie spróbować tych wszystkich dobroci. Co zjeść w Apulii? Przede wszystkim świeży makaron orecchiette, wyrabiany przez miejscowe starsze panie na słynnych Strade delle Orecchiette (Arco Basso i Arco Alto) w Bari. To wyjątkowa okazja, aby obserwować rzemieślniczą sztukę wyrabiania makaronu w charakterystycznym kształcie, przechadzając wśród turystów kłębiących się w zakamarkach wąskich uliczek wypełnionych stoiskami. Dodatkowe punkty u tych miłych pań (albo nawet całusa – Bóg mi świadkiem) dostaniecie, jeśli mówicie trochę po włosku. Dadzą wam mnóstwo ciepła, życzliwości i miłości. A konkretne potrawy, które musicie zjeść w Apulii? Łapcie szybką listę poniżej.
Focaccia barese
Co to? Gruby, puszysty placek z ciasta drożdżowego, oblany hojnie oliwą, udekorowany pomidorkami i oliwkami, przyprawiony oregano. Jedzony gorący na ulicy zastępuje śniadanie lub lunch.
Polecam w: Panificio Fiore, Bari jako street food lub EVO Ristorante, Alberobello jako przystawka degustacyjnego lunchu
Cena: ok. 2 € za kawałek w popularnych piekarniach
Sgagliozze
Co to? Kostki zimnej polenty krojonej na plastry i smażonej w ogromnym kotle oleju – chrupiące z wierzchu, miękkie w środku, mocno słone.
Polecam w: Le Sgagliozze di Maria a Barivecchia, Bari
Cena: porcja 3,50 €
Niestety, mimo że mieszkałem niedaleko, nie próbowałem osobiście! Rekomendacja od miejscowych oraz własna obserwacja.
Panzerotti
Co to? Smażony na głębokim oleju pieróg z ciasta do pizzy, klasycznie wypełniony mozzarellą i passatą; po ugryzieniu gorący ser „wybucha” w środku.
Polecam w: Stefy’s Cathedral Coffee, Bari (małe), Il Rusticone, Matera (większe rozmiaru calzone) lub dosłownie wszędzie
Cena: 1,50 € sztuka w Stefy’s

Frutti di mare crudi
Co to? Apulijczycy kochają surowe mule, ostrygi, krewetki i jeżowce. Zazwyczaj serwowane są tylko z cytryną i lodem, żeby podkreślić słono-słodki smak Adriatyku.
Polecam w: porcie w Bari (wersja budżetowa i lokalna), albo w bistro Pescaria w Polignano a Mare – warto poczekać w kolejce!
Cena: 11 € za tatar z krewetek
Tiella di riso, patate e cozze
Co to? Warstwowa zapiekanka z ryżu, ziemniaków, cebuli i małży; wszystko pieczone w „tielli” (glinianej formie) z oliwą i pietruszką, aż na wierzchu powstanie złota skorupka.
Polecam w: Terranima, Bari
Cena: 12 € za porcję
Spaghetti all’assassina
Co to? „Zabójcze” spaghetti smaży się surowe na żeliwnej patelni z olejem, passatą, czosnkiem i peperoncino, aż częściowo się przypali i stanie chrupkie. Efekt to dymny smak i pikantna skorupa z przypalonego makaronu i sosu.
Polecam w: Al Sorso Preferito, Bari – legendarny lokal, w którym powstał przepis na to danie!
Cena: 12 € za porcję
Orecchiette con cime di rapa
Co to? Orecchiette to ręcznie formowane „uszka” z semoliny (choć od słynnej nonny Nunzii kupiłem wersję bezglutenową z mąki ryżowej!). Gotuje się je w jednym garnku razem z liśćmi rzepy brokułowej (cime di rapa), czosnkiem, oliwą extra virgin i anchois, dzięki czemu makaron chłonie lekko pikantny, ziołowo-czosnkowy sos.
Polecam w: Terranima, Bari (zimą i wczesną wiosną – danie sezonowe).
Cena: ok. 15 € za porcję
Niestety, jako że do Bari zawitałem latem, nie było mi dane spróbować tego ikonicznego dania. W Terranimie poinformowano mnie, że jeśli gdzieś je znajdę, to będzie to mrożonka i żebym uciekał, gdzie pieprz rośnie – toteż przekazuję ostrzeżenie!

Ragù di braciole
Co to? Braciole to cienkie zraziki wołowe (czasem także końskie!) z czosnkiem, serem pecorino i pietruszką, zawijane i duszone wiele godzin w sosie pomidorowym. Ragù można podawać z makaronem, jednak w mojej wersji zraziki podane były w glinianym naczyniu wraz z sosem, a towarzyszył im pyszny grillowany chleb.
Polecam w: Osteria Le Arpie, Bari
Cena: 15 € za porcję
Fave e cicoria
Co to? Aksamitne purée z suszonego bobu serwowane z podduszoną dziką cykorią, skropione oliwą. Występuje też w formie zupy. Kontrast słodkiego bobu i goryczki zieleniny to kwintesencja wiejskiej kuchni Apulii.
Polecam w: La Nicchia del Sasso, Matera
Cena: 13 € za miseczkę z chrupiącą grzanką z chleba z Matery i posypką z suszonej papryki crusco
Sporcamuss
Co to? Kwadraty ciasta francuskiego wypiekane na złoto, rozcinane i nadziewane ciepłą kremówką, a następnie posypane cukrem pudrem. Jestem pewien że Papież Polak lubił sporcamuss!
Polecam w: Terranima, Bari – podawane z plastrami owoców
Cena: 8 € za porcję składającą się z dwóch kawałków

Sprawdzone adresy w Bari
Gdy już poznaliście 10 najważniejszych potraw i dowiedzieliście się, co zjeść w Apulii – przechodzimy do kwestii osobistych reminiscencji i rekomendacji. Zacznijmy od największego węzła komunikacyjnego – czyli Bari. W największym mieście położonym nad Morzem Adriatyckim spędziłem łącznie cztery dni i noce, gdyż stanowiło ono punkt wypadowy do Polignano a Mare, Monopoli i Alberobello. Odwiedziłem też wiele ciekawych lokali w samym Bari, o czym przeczytacie poniżej. Oto najlepsze restauracje Bari 2025 i… nie tylko. Wyłącznie subiektywna ocena, chyba że zaznaczyłem inaczej.
Pizza i street food
Bari stoi street foodem, a przechadzając się przez ciasne uliczki Bari Vecchia co chwilę napotykamy okienko, w którym można kupić coś do zjedzenia na szybko. Najpopularniejszą miejscówką jest z pewnością Panificio Fiore, w którym swoją eksplorację apulijskiej sceny kulinarnej możecie zacząć od pysznej focaccii barese. Tak naprawdę jednak znajdziecie ten ikoniczny wegetariański przysmak w każdej piekarni czy restauracji. Ja miałem przyjemność kosztować go w wielu miejscach – w tym nawet takich polecanych przez przewodnik Michelin, gdzie występuje jako przystawka.
Mówiąc o barijskim street foodzie nie można nie wspomnieć o panzerotto. Czy może być prostsza i wspaniała przekąska niż faszerowane serem i sosem pomidorowym ciasto do pizzy, wrzucone na rozgrzany olej? To wręcz definicja pyszności. Swoje zjadłem na placu pod samą Katedrą Św. Sabina – w ogródku kawiarni Stefy’s Cathedral Coffee, w akompaniamencie intensywnego espresso, przyglądając się jak… dostawcy rozładowują wielkie rozpłatane świnie, które następnie zarzucali na plecy i nieśli do pobliskich restauracji. Zakaz wjazdu dla samochodów powoduje niemałe komplikacje, ale lokalsi znaleźli sposób na tę niedogodność!
U samej Stefy byłem też świadkiem typowo włoskiej scenki rodzajowej: grupa niemieckich turystek zamówiła ciastka z nadzieniem pistacjowym (pasticiotto leccese są popularne zwłaszcza bardziej na południu – w Lecce – ale i w Bari można ich spróbować), jednak omyłkowo otrzymała takie z kremem śmietankowym. Reklamacja została rozpatrzona w stylu znanym z internetowych memów. Sprzedawca wyszedł, pobluzgał coś po włosku, a następnie rzucił na stół garść monet, obrócił się na pięcie i odszedł poirytowany. Tak – klient gastronomii we Włoszech to z pewnością nie „pan”. I może dobrze?

Jeśli chodzi o to gdzie zjeść pizzę w Bari – wybór jest całkiem spory. Ja zdecydowałem się na L’Antica Pizzeria Da Michele, czyli filię słynnego lokalu z Neapolu, który zdefiniował jak smakuje pizza napoletana. Zamówiłem dość ciekawą pozycję z menu – pizzę o owalnym kształcie, z częścią założoną „na siebie” – jakby calzone i pizza w jednym. Na białym spodzie znalazły się mozzarella, fileciki anchois, pieczone pomarańczowe pomidory i bazylia. Muszę przyznać, że pizza mi posmakowała, choć nie była najlepszą, jaką jadłem podczas tej podróży! Aby jednak dowiedzieć się, gdzie zjeść najlepszą pizzę w okolicy – musicie wytrwać nieco dłużej. Dodam jeszcze, że w Da Michele można zamówić także piwo kraftowe – i to jakie! Nie jest to ani pils, ani lager, ani nawet pszenica. Warzone przez browar Kbirr z Giugliano w Kampanii Da Michele Red to dziewięcioprocentowy imperial red ale! Mają polot – szanuję!
Kuchnia wegetariańska w Bari
Wegetarianie we Włoszech mają całkiem spory wybór – bo opcji bezmięsnych jest tu wszędzie pod dostatkiem. Mam jednak taką tradycję, że testuję też restauracje typowo wegetariańskie albo wegańskie. Flower Burger znalazłem jako ciekawą opcję podczas dwudziestominutowego spaceru z dworca kolejowego Bari Centrale do wynajętego mieszkania w Bari Vecchia. Serwują tu przeróżne rodzaje burgerów w kolorowych bułkach, a do tego masę klasycznych dodatków typu frytki czy ziemniaczki. Wziąłem opcję Spicy Cecio, czyli kotlet z ciecierzycy, sałata, pomidory, karmelizowana cebula i ostry sos. Brakowało mi w nim zarówno soczystości (jeszcze nie spotkałem soczystego kotleta wege), jak i chrupkości czy pikantności. Żeby zapchać się burgerem – całkiem smaczne, ale nic ponad to.

Myślę, że mięsożerca lubiący wszystko to, co mięsne dania dają pod względem tekstury i smaku, nie będzie zachwycony. Zamówiliśmy jeszcze Cherry Bomb z kotletem z soczewicy, pomidorkami cherry i autorskim sosem Rocktail – który również był ok do zjedzenia będąc głodnym wędrowcem, ale nie oferował wiele ponad to. Jak komuś nie przeszkadza brak typowo mięsnych cech jedzenia (a niektórzy szefowie kuchni – jak w lizbońskim Encanto – udowadniają, że się da), to polecam. Jeśli zaś szukacie czegoś co zastąpi soczystą wołowinę i chrupiący, wędzony boczek z masą umami – tego tu nie znajdziecie.
Oprócz Flower Burger, Bari oferuje także inne typowo wegetariańskie i wegańskie trattorie i restauracje. Możecie sprawdzić ich listę choćby w serwisie Happy Cow.
Restauracje w Bari
W samym Bari działa jedna restauracja uwzględniona w przewodniku Michelin (La Bul), jednak zostawiłem ją na inną okazję, skupiając się na tradycyjnych, lokalnych miejscach. Pierwsze z nich było dosłownie… pod moim oknem. Jako że mieszkaliśmy w podpiwniczeniu kamienicy przy Arco del Carmine, wprost z mieszkania wychodziłem do ogródka restauracji Osteria Le Arpie. Serwuje ona tradycyjne włoskie dania, a umiejscowiona jest pod klimatycznymi kamiennymi łukami. To właśnie tu – korzystając z przerwy lunchowej w pracy – zamówiłem sobie jedno ze sztandarowych apulijskich dań: ragù di braciole. Zazwyczaj te wołowe zraziki w sosie serwuje się z makaronem, jednak w tej klimatycznej tawernie za akompaniament służy pyszny grillowany chleb. Porcja nie była zbyt duża, jednak wystarczyła na lunchową przekąskę. Samo miejsce miewa taki typowo włoski klimat obsługi klienta, czyli np. na samego drinka nie usiądziecie w porze obiadowej.

Idąc z Bari Vecchia na Lungomare, niedaleko Teatro Petruzzelli, znajdziecie miejsce prawdziwie legendarne. To właśnie tu powstało słynne spaghetti all’assassina, którego historię i przepis przytaczam w osobnym wpisie. Nazywa się Al Sorso Preferito i pomimo położenia zaledwie kilkaset metrów od morza – nie jest miejscem, w którym roi się od zagranicznych turystów. Gdy byliśmy tam na obiedzie, oprócz nas zajęty był tylko jeden stolik, przy którym siedziała grupa włoskich emerytek z północy, które także przybyły tu, aby spróbować legendarnego zabójczego makaronu.
Assassina w wersji oryginalnej była dokładnie taka, jak sobie wyobrażałem: spalona, sucha, chrupiąca i bardzo intensywna. Panie przy stoliku obok wyrażały dość spore zaniepokojenie i pytały mnie o ostrość, jednak jako zaprawiony w bojach miłośnik pikanterii odparłem, zgodnie z prawdą, iż nie ma powodu do obaw. Warto zajrzeć i odhaczyć ten klasyk. A jeśli chcecie podzielić się z partnerem lub partnerką, warto także zamówić inne pozycje – jak choćby dania z ryb czy klasyczny makaron z rzepą brokułową (orecchiette con le cime di rapa), jeśli akurat będziecie w sezonie zimowym.
Równie klasyczną i legendarną restauracją w Bari jest Terranima – miejsce, które w środku wygląda trochę jak muzeum. W tym lokalu muszę zdecydowanie wyróżnić obsługę. Kelner, który nas obsługiwał, był naprawdę żywo zainteresowany nie tylko nami, ale także kuchnią, jej historią i służył tak dobrą radą, jak i ostrzeżeniami. Nie był przy tym nachalnym wyłudzaczem napiwków. To właśnie od niego dowiedziałem się, że rzepy brokułowej latem zamawiać nie należy, gdyż jest to produkt sezonowy. Podobnie spośród deserów polecił zdecydowanie miejscowy sporcamuss, czyli apulijską kremówkę, zamiast sugerowanego przeze mnie semifreddo.

Jako danie główne zamówiłem rzecz spotykaną właściwie tylko tu: tiella to zarówno rodzaj glinianego naczynia, jak i potrawy w nim pieczonego. Składa się ono z aż dwóch rodzajów dodatków węglowodanowych: ryżu oraz ziemniaków (aż dziw bierze, że nie ma tam jeszcze makaronu!) oraz małży, a także pomidorków koktajlowych i innych dodatków. Jak ktoś lubi ciężkie, skrobiowe klimaty, przełamane słoną morskością owoców morza, a do tego kocha cebulę – będzie zadowolony. Dla mnie danie okazało się nieco przyciężkie, gdyż przyzwyczajony jestem raczej do odwrotnych proporcji mięsa i węgli. Nie można było jednak odmówić tielli smaku. Z całego serca polecam, podobnie jak spróbowanie innych rzeczy w Terranimie, jak choćby apulijskiego menu degustacyjnego czy bombette di Martina Franca, czyli pieczone zraziki wieprzowe z serem, pomidorami, cebulą i oliwkami – również lokalny przysmak kuchni Apulii.
Sekcję zatytułowaną restauracje w Bari zakończymy Tam Tam Bistrot, czyli miejscówce, w której stołowaliśmy się przed samym wyjazdem na lotnisko w drodze powrotnej. Po pierwsze – znów dała znać o sobie włoska obsługa klienta, która dla mnie jest bardziej memem niż czymś, co mnie irytuje. Ba, nawet uważam, że przydałoby się, abyśmy w Polsce też potrafili być bardziej propracowniczy, a mniej usłużni przed klientem. Wyobraźcie sobie poniższą scenkę rodzajową.
Godzina mniej więcej 12, bistro puste, mnóstwo stolików na zewnątrz. Przy jednym z nich siada starsze, zagraniczne małżeństwo. Kelner podchodzi i zapytuje, czy chcą zamówić jedzenie czy napoje. Odpowiadają, że piwo i sok. W tym momencie zostają… poproszeni o zmianę miejsca. Kelner oznajmia im, iż przy stoliku nakrytym obrusem można siedzieć wyłącznie w celu spożycia posiłku i jak chcą tylko napoje, to mogą albo się przesiąść do stolika bez obrusu, albo napić się przy barze! Dodam tylko, że nawet po tym jak się przesiedli, kelner pomylił zamówienie i przyniósł im dwa piwa, po czym zaczął porozumiewawczo wymachiwać rękami do mnie, że znowu coś im się nie podoba – szukając zrozumienia swojej frustracji w moich oczach. Bardzo interesująca sytuacja.

Jako że my przyszliśmy zjeść, dostąpiliśmy zaszczytu siedzenia przy stoliku z obrusem. A biorąc jeszcze pod uwagę to, że w Italii zawsze staram się porozumiewać moją łamaną włoszczyzną, zyskaliśmy dodatkowe punkty respektu w oczach kelnera. Zamówiłem puccię, która chodziła za mną od jakiegoś czasu. Puccia to potężna, spłaszczona buła wypełniona przeróżnymi dodatkami. Moja – puccia barese – miała w sobie włoską mortadellę, pistacje, ser caciocavall i, kremową straciatellę. Okazała się doskonałym epilogiem kulinarnych eksploracji Bari. Za 8 euro najadłem się do syta z ogromnym smakiem. Polecam bardzo mocno.
Do mojej puccii zamówiłem klasyczne włoskie espresso oraz negroni – duet, bez którego nie wyobrażam sobie żadnego dnia w słonecznej Italii (ewentualnie negroni można zamienić na aperol spritz lub negroni spritz). Jeśli chodzi o opcję bezmięsną, to moja partnerka zamówiła makaron trofie z pesto genovese i pomidorkami koktajlowymi oraz serem pecorino. Ten rzadziej spotykany kształt makaronu – w rodzaju walcowatych klusek, ugotowany perfekcyjnie al dente, doskonale współgrał z klasycznym genueńskim sosem. Nie ten region? Nie szkodzi. I tak smacznie.
Kawiarnie w Bari
Na poranną kawę zazwyczaj chodziliśmy do Stefy’s Cathedral Coffee, o którym już pisałem w kontekście panzerotto i barmana rzucającego pieniędzmi jako reakcji na reklamację klientek. Za cappuccino i pasticciotto w zestawie zapłacicie tu 5 euro, a za klasyczne espresso 1,20 euro. Cena jest więc typowo włoska, mimo że miejsce znajduje się pod samą katedrą i można delektować się smakiem włoskiego poranka obserwując turystów, lokalsów i miejscowe gołębie wydziobujące resztki dnia poprzedniego. Jak chcecie, to możecie tu zamówić także focaccię, kanapki (np. klasyczne włoskie tramezzino bez skórki), czy spaghetti.

Z miejsc bardziej oddalonych od głównego turystycznego szlaku, w dzielnicy Murat znajdziecie Komodo Cafè – miejsce położone tuż obok wspominanego Flower Burger, czyli na drodze spaceru z dworca Bari Centrale do Bari Vecchia. Jest to kawiarnia oceniana na 4,9 wg Google, co jest niebywałą rzadkością w miejscach, do których gromadnie zmierzają przybysze. Oznacza to, że albo jakość jest niesamowita, albo masowy turysta jeszcze nie odkrył tego lokalu. Spieszcie się więc i bądźcie w awangardzie. Napijecie się tam zarówno klasycznego espresso, jak i cappuccino czy latte – a także… belgijskiego piwa! Do kawy można zamówić np. puszyste croissanty lub mniejsze rogaliki z pistacjami.
Najlepsze gelato w Bari
Jeśli jednak naprawdę chcecie wpaść do miejsca legendarnego i zjeść lody, po które ustawia się kolejka niczym do Pastéis de Belém w aglomeracji Lizbony, musicie odwiedzić Antica Gelateria Gentile. Mają tu kilkadziesiąt smaków lodów, duże porcje, a poza tym wiele rodzajów przeróżnych słodkości – zarówno monoporcji, jak i pełnowymiarowych ciast czy tortów. Lokal znajduje się tuż obok słynnej ulicy na której panie lepią orecchiette, naprzeciwko zamku, tuż u progu Bari Vecchia. Chodziliśmy tam prawie codziennie. Pistacja, morela, jogurt z wiśniami, orzechy i co tylko. Naprawdę warto poczekać i skusić się na to niebo w gębie, a następnie przysiąść na przedzamkowym murku i delektując się apulijskim słońcem skonsumować zawartość wafelka.

Bari – puby z piwem kraftowym
W Bari odwiedziłem cztery puby z piwem kraftowym, z których jeden nawet ma własne piwo (choć warzone nieopodal miasta) – więc nie jest pełnoprawnym brewpubem. Zacznijmy od tego, który znajduje się najbliżej Bari Vecchia, a konkretnie na skraju Starego Miasta. BurBeero to lokal położony niedaleko zamku i wspomnianej wyżej lodziarni. Serwuje rzekomo tylko piwa z Apulii (choć jak zaraz się dowiecie – niekoniecznie) – więc wydaje się doskonałym wyborem dla tych, którzy chcą zanurzyć się w lokalnych smakach. Do tego mamy lekkie przekąski i dość pretensjonalną obsługę, która z łaski nalała mi próbki, nie szczędząc komentarza, że mają nadzieję, że któreś mi posmakuje i zamówię duże. Klimat raczej ciasny. Wypiłem tam trzy piwa – dwa (kellera Jazzkantine i gose Margose) z browaru Birranova z Triggianello i jedno (koźlaka Amitrano) z MallaRipe z Pollenzy. O ile Birranova to jak najbardziej apulijski browar, to MallaRipe znajduje się dobre paręset kilometrów na północ. Smakowo poprawnie, acz bez szału. Zawsze lepsze to niż pastry sour czy kolejna hazy ipa.

Drugi z lokali położony jest tuż obok Al Sorso Preferito, nad samym morzem. Nazywa się Faros Beer i jest lokalem sąsiadującym z bliźniaczym Faros Cafe. Ważne by się nie pomylić, bo w jednym wypijecie krafcik, a w drugim kawę, wino i koncerniaki. Tu obsługa była naprawdę przyjazna, pogadaliśmy, poopowiadałem trochę o piwie grodziskim, wypiłem kilka próbek i zdecydowałem się na kawowy porter z browaru Officine Birrai z Lecce (a więc lokalnego). Docker – bo tak się nazywa – okazał się świetnym wyborem. Dowiedziałem się też, że jest to kooperacja z kawiarnią La Quarta z tegoż samego miasta. Podsumowując, Faros Beer to doskonałe miejsce na piwo niedaleko Lungomare. A jeśli jednak zamiast piwa kraftowego wolisz aperitivo w Bari – zajrzyj obok do siostrzanej Faros Cafe na spritz za 4 euro.
Wracając przez zaułki Bari Vecchia zaszedłem jeszcze do Lo Svevo – Birra de Cucina. Akurat cucina była już zamknięta, bo ten przybytek… otwarty jest tylko do 22:00! Załapałem się jednak na miejscowe piwo, gdyż to właśnie to miejsce serwuje własne wyroby. Piwa podobno warzone są w miasteczku Modugno niedaleko Bari. Skusiłem się na saisona o nazwie Summer Porridge, uwarzonego w kooperacji z browarem Retorto z Podenzano z Emilii-Romanii. Był to bardzo poprawny przedstawiciel tego rzadko produkowanego stylu piwa. Szkoda, że musiałem pić go na przysłowiowej jednej nodze, gdy obok już rozliczano kasę. Kto to widział puby zamykające się o dziesiątej?! Ostatnio tego samego doświadczyłem w Londynie…

Na koniec – by odpowiedzieć na pytanie gdzie na piwo w Bari – zajrzałem do miejsca dla odmiany tętniącego życiem w nocy. La Ciclatera Sotto Il Mare to miejsce będące połączeniem pubu, cocktail baru i restauracji z widokiem na morze. Wiele osób przychodzi tu na wino i wieczorną przekąskę, ale jednocześnie można w nim dostać naprawdę solidne piwa. Takie, po które w Polsce dziesięć lat temu ustawiały się kolejki. Mówię tu o Birra Baladin. Pamiętam ten szał, gdy jeszcze nie było zbytnio dostępnych importów nad Wisłą. Do klasycznego teku zamówiłem L’IPPA – czyli klasyczne English IPA – nieco bursztynowe, z wyraźną słodową kontrą, a jednocześnie przyjemnie chmielowe z zaznaczoną goryczką. Do tego fermentowane własnym szczepem drożdży. Udało mi się jeszcze wypić drugie piwo – LISA z Birra del Borgo, który niestety należy do światowego giganta Anheuser-Busch InBev. Przyjemny lager we wspaniałym towarzystwie, z widokiem na rozgwieżdżone niebo nad Bari Porto. Coś więcej potrzeba w ciepły czerwcowy weekend? Nie sądze.
Na końcu niekoniecznie pub – i nie z kraftem! Ale jednak muszę o nim wspomnieć. El Chiringuito to mały bar umiejscowiony na… targu rybnym w porcie. To tu obok można zakupić świeże surowe jeżowce i inne morskie stwory. W samym pubie serwują różne wersje Peroni. Koncerniak – jednak w wersji Non Filtrata, w 30 stopniach, siedząc sobie na murku w porcie obserwując Lungomare i rozbijające się o nie morze – smakuje niczym najlepszy leżakowany w beczce stout. Polecam ten styl życia.

Matera – hity w skalnym mieście
Matera nie należy de facto do regionu Apulia, lecz Basilicata. Z racji odległości od lotniska w Bari jest jednak często mylnie klasyfikowana jako miejscowość apulijska. To wyjątkowe skalne miasto, w którym jeszcze do lat 50-tych XX wieku ludzie żyli w warunkach praktycznie prehistorycznych, mieszkając w jaskiniach wydrążonych w skale. Niegdyś nazywane „wstydem Włoch”, dziś – odrestaurowane jako obiekt dziedzictwa kulturalnego UNESCO – jest przedmiotem zainteresowania turystów z całego świata. Oprócz skansenów, setek skalnych kościołów, czy unikatowych na skalę światową cystern i wodociągów, Matera oferuje też szeroki wachlarz atrakcji gastronomicznych oraz lokalne dania, które narodziły się wśród wapiennych jaskiń.
Pizza, panzerotti i street food
Wiecie jak wszyscy turyści jadą do Włoch i gnają do Neapolu do Da Michele na najlepszą pizzę na świecie? No to uważajcie. Byłem i w Neapolu, i w filii w Bari – i owszem – jest smacznie, jednak najlepsza pizza jaką jadłem we Włoszech jest gdzie indziej. Waham się jeszcze czy bardziej mi smakowało w Biga Genio e Farina w Palermo, czy właśnie w Materze – jednak jako że to wspomnienie jest świeższe – daję laur pierwszeństwa Il Rusticone.
Mały, niepozorny lokal, położony nieopodal głównego placu – Piazza Vittorio Veneto – zawsze jest pełen ludzi. To jego główny mankament: jest tam niesamowicie ciasno i tłoczno, więc ciągle ktoś cię szturcha, popycha, przepycha się, a o miejsce przy stoliku czy nawet gzymsie przy ścianie jest naprawdę ciężko. Dodam jeszcze, że godziny otwarcia lokalu to… 19-23:30! A więc jest to typowe miejsce na pizzę późnym wieczorem, żeby nie powiedzieć nocą. Zaprawdę powiadam wam jednak – warto. Ocena 4,8 na prawie 1500 opinii nie wzięła się z niczego.

Ciasto tutejszej pizzy jest niesamowicie napowietrzone, z największymi bąblami wielkości zaciśniętej pięści. Do tego chrupiące! Dodatki znakomicie skomponowane i smak – nie z tej ziemi. A do tego tanio – bardzo tanio! Za podstawową margheritę czy marinarę zapłacicie tu zaledwie… 5 euro. Za tyle to w dużym polskim mieście możecie dostać podłego kebaba z psa zmielonego wraz z budą. Za bardziej wymyślne pizze zapłacicie 8-10 euro, czyli tyle, ile w średniej jakości pizzerii w Polsce za podstawowy placek.
Oprócz pizzy serwują tu autorskie kanapki z tego ich pysznego ciasta. Nazywają je schiacciatina, co oznacza w lokalnym dialekcie spłaszczoną focaccię. Nie należy mylić tej nazwy z występującymi pod nią gotowymi przekąskami z supermarketu. Serwują też panzerotto, ale nie w takiej formie, jak w Bari. Tutejsze panzerotti wyglądają jak gigantyczne, napuszone calzoni. To właśnie ciasto jest główną siłą Il Rusticone – więc niezależnie w jakiej formie: pizzy, panzerotto, czy schiacciatiny – zawsze smakuje przepysznie. Oprócz tego mają tu też piwo kraftowe (z Birrificio Crazy Hop z Tricarico, a więc z Basilicaty), toteż lokal ten dostaje najwyższe uznanie Beer, Bacon & Liberty i złotą rekomendację autora.
Najsłynniejszym miejscem na street food w Materze jest jednak Panificio Paoluccio – piekarnia położona na jednej z uliczek odchodzących od głównego placu. To tam ustawiają się kolejki po świeże pieczywo w najróżniejszych formach. Tu też możecie zjeść tradycyjną focaccię – może nie barese, ale na pewno materana! Ja wybrałem wersję pokryta górą pieczonej cukinii zapieczonej z serem. Pyszności za grosze!
Restauracje w grotach
Tuż obok legendarnego kościoła San Pietro Barisano znajduje się fantastyczna osteria La Nicchia Nel Sasso, oceniona na 4,5 gwiazdki w Google z prawie siedmiuset ocen. Dysponuje ona aż czterema rodzajami menu degustacyjnego oraz ofertą a la carte. Skusiłem się na to miejsce nie tylko ze względu na doskonałe opinie i lokalizację, ale także przez to, iż jedna z propozycji degustacyjnych to menu wegetariańskie. Niestety – na miejscu okazało się, że pełnego zestawu nie ma, ale możemy część zamówić z karty. Tak też uczyniliśmy.
Na czekadełko dostaliśmy legendarny chleb z Matery, który przez tysiące lat wyrabiano tu w prehistoryczny sposób. W skansenach można odnaleźć narzędzia używane jeszcze w XX wieku, które przypominają te, jakie znamy z wykopalisk archeologicznych. Do tego zamówiłem oczywiście orzeźwiające białe wino, a także danie główne. Skusiłem się na tradycyjny makaron troccoli z palonej pszenicy, w sosie z brokułu rzepowego, posypany grzankami oraz lokalną suszoną papryką crusco, w akompaniamencie rocznego caciocavallo z gospodarstw regionalnych. Fantastyczna rzecz, o bogatej, różnorodnej teksturze i wyrazistym smaku!

Moja partnerka zamówiła z kolei tradycyjną zupę fave e cicoria, czyli krem z bobu i cykorii, także posypany crusco, z dodatkiem grzanki z materskiego chleba. Na deser wziąłem tiramisu w kieliszku, które doskonale komponowało się z krajobrazem skalnego miasta i kontrastowało z pomarańczem aperolu w tle. Oprócz tego wzięliśmy „cuore morbido„, czyli miękkie serduszko, wypełnione pistacjami i podane na konfiturze z owoców leśnych. Wspaniałości. Polecam!
Niedaleko innego kościoła (o co w Materze naprawdę nietrudno), jednak po drugiej stronie miasta, poszliśmy na kolację z widokiem na sassi o zachodzie słońca. Korespondując z menedżerką Regia Corte umówiłem się, że dostaniemy stolik na wolnym powietrzu z idealnym widokiem na zachodzące słońce. Jakże wielkie było nasze zdziwienie, gdy oprócz wspomnianego zachodu mogliśmy podziwiać… scenę ukrzyżowania. Tak, to nie żart. Po drugiej stronie wąwozu, na Santa Maria dell’Arco, Neftlix kręcił scenę do swojego serialu o życiu Chrystusa. Tę scenę! Tak więc kolacja o zachodzie słońca zyskała jeszcze dodatkowy smaczek – taki totalnie w moim stylu. Zupełnie niezamierzenie, przysięgam!

Gdy w tle biedacy wisieli półnadzy na krzyżach, nagrywając kolejne ujęcia, na stole zameldowały się nasze dania. Najpierw oczywiście czekadełko – a jakże – chleb z oliwą, a także chrupiące ciastka i fragment ogórka z miękkim masłem. W przeciwieństwie do Lizbony, nie ma tu tricku polegającego na tym, że dotknięte dodatki są doliczane do rachunku. A skoro to kolacja o zachodzie słońca to jako akompaniament musiał posłużyć szampan. No dobra – wino musujące – bo włoskie, jednak wciąż pyszne.
Nadszedł jednak „dzień dzisiejszy” i na stole pojawiły się zamówione posiłki. Tym razem wybrałem opcję mięsną. Wyglądała trochę jak coś pomiędzy ziemniaczanym gratinem, lasagne i słoniną – i byłem blisko. Jako przystawka wjechała parmigiana z boczku, przekładanego ziemniaczanymi warstwami, podawana na sosie pomidorowym, polana sosem bazyliowym i posypana chrzanem.

Na danie główne zamówiem U’Cutturidd – danie sygnowane miejscowością Grassano położoną w Basilicacie. Mówię o tym nie bez przyczyny. Każde danie w Regia Corte oddaje hołd jednej z lokalnych mieścin poprzez użycie typowych surowców i receptur. U’Cutturidd to danie jedzone zazwyczaj na Wielkanoc, więc pomimo iż trwał weekend Bożego Ciała, wspomniany wcześniej motyw Golgoty na horyzoncie współgrał doskonale z moim wyborem. Skoro Wielkanoc, to baranek – młody – a więc jagnięcina. Konkretnie najdelikatniejsza jego część: polędwica. Do tego dzika cykoria, jadalne kwiaty hiacyntu i wyrazisty owczy ser pecorino. Miód w ustach i sercu!
W opcji wege dostaliśmy makaron fusilli w sosie bakłażanowo-pomidorowym z twardą ricottą. Kremowy sos z ugotowanym mocno al dente makaronem o solidnym kształcie (świderki) również smakował wybornie.
Tym razem obyło się bez deseru – bo ile można?!
Kawiarnie w Materze (i śniadania)
Tuż po przyjeździe umówiliśmy się z naszą gospodynią na Piazza Vittorio Veneto pod Bar Caffè Tripoli – który w kolejnych dniach stał się naszym punktem na poranną kawę i śniadanie. To bezpretensjonalne miejsce serwujące klasyczne włoskie przekąski, kawę oraz koktajle. Jednak poza typowym cornetto i espresso czy cappuccino, polecam rozejrzeć się za czymś fenomenalnym, co niepozornie stoi na barze. Jest to domowa mrożona herbata. Ja trafiłem akurat na taką pełną świeżych śliwek. Nie był to znany przesłodzony napój z wielkiego koncernu, ale naprawdę pyszny, orzeźwiający, owocowy trunek. Co ciekawe, w Bar Caffè Tripoli recyklingują fusy po kawie, używając ich do nawożenia swoich roślin. Szlachetna i zacna inicjatywa!

Przed samym wyjazdem, idąc na dworzec autobusowy, zaszliśmy jednak do innego miejsca. Przy placu obok Kościoła Świętego Jana Chrzciciela, gdzie kręcono jedną ze scen bondowskiego No Time To Die, trafiliśmy na Gahvè Coffee & Drink. Poza tym że zjadłem tu przepyszną, chrupiącą, soczystą bruschettę, to okazało się, że mają też własne piwo. To znaczy warzone dla nich przez kontraktowy browar Senzaterra z okolicy. Nie mogłem oczywiście go nie zamówić. Jako że mieliśmy dosłownie kwadrans do odjazdu autobusu, wziąłem butelkę na wynos i spożyłem jej zawartość oglądając się, czy przypadkiem nie gonią mnie carabinieri. Dopiero potem zainteresowałem się, czy we Włoszech prawo zezwala pić piwo w miejscu publicznym. Okazuje się, że to cywilizowany kraj ceniący wolność i jak najbardziej można sobie trzasnąć browarka na ulicy. Ucz się, polski polityku jeden i drugi!
Dodam jeszcze jedną rekomendację kawiarniano-drinkową (bo zazwyczaj tam, gdzie podają cappuccino, to i aperolem się nie wzgardza). Jest to Madame Bracco, z logotypem przypominającym ten zdobiący polskie bombonierki sprzed kilku dekad. Wypiliśmy tu doskonałe czerwone wino i kawę, spoglądając na samochód z parą młodą wijący się krętymi, kamiennymi uliczkami Matery. Widoki w tym mieście są naprawdę nieziemskie.

Gdzie na piwo i drinka w Materze
Na drinka w Materze właściwie można wybrać się wszędzie tam, gdzie piliśmy kawę i jedliśmy obiad – natomiast jest jeszcze jedno miejsce, w którym przysiedliśmy na nocny deser. Było to pierwszego dnia, bardzo późno wieczorem, i ciężko było znaleźć miejsce, które przyjęłoby nas tylko na napoje. Pamiętajcie, że we Włoszech jak nie jesz – to ciężko o stolik. Te są zarezerwowane dla spożywających posiłki, nawet gdy… lokal jest pusty. Taki obyczaj. Ostatecznie udało się usiąść w Le Botteghe – gdzie o 22:00 zamówiliśmy tiramisu, potężny deser lodowy i dwa kieliszki lokalnego wina z Basilicaty. Jak ktoś będzie szukał miejsca na słodkości – i to przy stoliku – to polecam ten lokal. Nie wyrzucą was! Chyba…

Mnie jednak od lokalnych win – które oczywiście też kocham, jak wszystko co dobre – bardziej interesowało miejscowe piwo kraftowe. Działa tu browar o nazwie Birrificio B79. Ich lokal w centrum miasta jest mocno aktywistyczny, obwieszony wszystkimi modnymi flagami ze studenckich kampusów i fejsbukowych profilówek. Ma też duży ogródek, w którym niestety nie było miejsc. Obsługa – bardzo miła – wskazała nam możliwość przycupnięcia przy oknie w środku, jednak potem przenieśliśmy się na zewnątrz, zajmując miejsce przy ulicy, po drugiej stronie ogródka.
Duży plus browaru to warzenie ciekawych, mało popularnych w Polsce stylów – na przykład scotch ale. Coś ci południowcy mają sentyment do tych szkockich piw. Pamiętacie mój artykuł o Patagonii? Tamtejsze browary też warzyły „skocze”. U nas to gatunek praktycznie nieobecny. W każdym razie Redtuff, bo tak się ów scotch nazywał, zyskał moją dużą aprobatę. Nie można tego natomiast powiedzieć o FKK – czyli premierowym kellerze, którego nie było jeszcze nawet na Untappd. Niestety, bardzo mała piwniczność i taka nudna słodycz nie zachęciły mnie do powrotu do tej pozycji.

Apulia poza Bari – gastro pit-stopy i kraft
Apulia i Basilicata są na tyle różnorodne i piękne, że warto pozwiedzać także inne miasteczka w regionie. Oczywiście, mając tylko weekend, czasu wystarczyło jedynie na kilka z nich. Jednak mimo tego, udało się choć trochę posmakować włoskiego piękna w Alberobello, Polignano a Mare i Monopoli.
Alberobello
Alberobello to miasteczko słynące z charakterystycznych stożkowatych domków o nazwie trulli (l.poj. trullo), zbudowanych z wapienia na planie koła. Miliony turystów przyjeżdżają tu tylko po to, by zobaczyć poprzecinany wąskimi uliczkami gąszcz białych trulli z różnorakimi dachami pokrytymi przedziwnymi symbolami. Nie dziwota, iż kształt trullo stał się także inspiracją dla wszelakich artystów – nie tylko sztuki malarskiej czy rzeźbiarskiej, ale także… kulinarnej.
Kreatywny lunch z przewodnika Michelin w Alberobello
W Alberobello znajduje się jedna restauracja wyróżniona przez przewodnik Michelin – EVO Ristorante. Dysponująca ogródkiem, położona tuż obok muzeum Trullo Sovrano, wyróżnia się kreatywnością formy i smaku.
Wybraliśmy menu degustacyjne (są trzy różne opcje do wyboru – my wzięliśmy wegetariańskie), a ucztę zaczęliśmy od cytrusowego Nerano Spritz Biologico. Następnie – jeśli chodzi o płyny – to na stole pojawiały się głównie oliwy. To właśnie one – lokalne i specjalnie wyselekcjonowane – stanowiły akompaniament do focaccii barese, chleba z Matery czy innych pieczyw, które można było maczać w nektarze pochodzącym z oliwnych gajów słonecznej Italii.

Jako przystawkę zjedliśmy smażony bakłażan z solirodem, pieczonym pomidorem, sosem pietruszkowym i sproszkowanym jogurtem. Po tym pysznym wstępie przyszła pora na fantastyczne danie główne. Skoro jesteśmy w regionie słynącym z orecchiette, nie mogło zabraknąć ich także i w EVO Ristorante w Alberobello. Szef kuchni nie byłby jednak sobą, gdyby nie zaproponował wersji kreatywnej. Nasze uszka to właściwie ucha – ogromne – ugotowane na sprężysto, omaszczone pistacjami, warzywami sezonowymi i lokalną ricottą. O ile te dwie pozycje rzeczywiście były jednocześnie wymyślne i pyszne, to trzecie danie: pieczony korzeń pietruszki z fenkułową kruszonką, żelem marchewkowym i kwaśnym serem było dla mnie zbyt słodkie i ciężkie. Następnie na stół wjechał mały przeddeser, w postaci lodów z artystycznie ułożonymi dodatkami – by zrobić miejsce dla prawdziwej gwiazdy wieczoru.
Rzadko jeszcze jest w stanie coś mnie zachwycić w kuchni – a tu tak się właśnie stało. Co więcej, zachwyciła mnie bardziej forma niż smak. Deserem – i moim zdaniem gwoździem programu – było… trullo. Kształt to jedno, ale sama struktura ścianek tego arcydzieła sztuki kulinarnej przypominała wapienną skałę, którą można było odłupać warstwowo, brudząc sobie palce białym pyłem. Po otwarciu w środku czaiło się pyszne słodkie wnętrze i kwaśna owocowa galaretka, przełamująca słodycz. Częścią tego etapu degustacji był też miniperformans, polegający na karmieniu nas łyżką musem ze strzelającym proszkiem – znanym z oranżadek z lat 90. Lunch zakończyło 5 petit fours, w tym pianki marshmallows, galaretka i pasticiotto.
EVO Ristorante w Alberobello to znakomite miejsce na prawdziwą ucztę zmysłów – pełną szalonej kreatywności szefa kuchni. Polecam koniecznie!
Piwo kraftowe w Alberobello
Nie samym jedzeniem jednakże żyje człowiek. Jest przecież jeszcze piwo kraftowe! Jakież było moje zdziwienie, gdy przeciskając się przez tłum turystów pomiędzy trulli dojrzałem napis „craft beer”. Oczywiście nie było opcji, bym tam nie wszedł. Okazało się, że w Alberobello działają co najmniej dwa browary rzemieślnicze. W Rione Monti – jednej z dwóch głównych dzielnic miasta – napotkamy na pub kraftowy umiejscowiony w trullo. Serwuje on piwa z browaru Malart, mieszczącego się w tej samej miejscowości.

Udało mi się spróbować trzech piw. Czeski pils o nazwie po prostu… Pils był nieziemsko dobry. Naprawdę – oceniam go jako jeden z lepszych pilsnerów, jakie piłem. Zresztą Untappd wtóruje mi w tej ocenie, gdyż piwo to ma średnią 3,84! Jak na jasnego lagera to jest kosmos. Piwa z browaru Malart generalnie zbierają uznanie birgików, gdyż Belgian Ale dostał nawet brązowy medal w Untappd Community Awards 2025. Spróbowałem i rzeczywiście jest to świetne piwo. Trzecią pozycją, jaką mi polał barman, było piwo okraszone nazwą Cream Ale. Powiedziano mi jednak, że to de facto sour ale z tymiankiem – i rzeczywiście – smakowało mocno ziołowo i całkiem kwaśno. Podsumowując – wszystkie trzy propozycje Malart to świetne piwa i każdy miłośnik piwa kraftowego będący w Alberobello powinien zajrzeć do ich unikatowego mikropubu w trullo.
Drugim lokalem, jaki odwiedziłem, była restauracja firmowa Birrificio Bevessere. Jest to duży lokal położony na trasie spacerowej z Rione Monti na dworzec. Jedzenia nie próbowałem poza jakąś słoną przekąską do piwa, jednak udało mi się pogadać z barmanem i spróbować wszystkiego, co miał na kranie. A miał niemało, bo aż 9 piw! Niestety – tu także Untappd się nie myli. Średnia browaru 3,48 to być może nie czerwona, ale na pewno pomarańczowa flaga.
Większość piw okazała się albo wadliwa, albo bardzo przeciętna. Boreale (Session IPA) i Volver Bionda (Blonde Ale) klasyfikowałbym poniżej średniej, Volver Rossa (Red Ale), Belgian Ale (Dubbel) były w miarę OK. Fatalnie wypadły z kolei niezbyt smaczny Pils i siarkowo-kiblowy Blanche (Witbier). Czy w Birrificio Bevessere wypiłem więc jakiekolwiek piwa co najmniej niezłe? Tak. Po pierwsze – Golden Fever (Session NEIPA), jako że było super świeże i bardzo mocno chmielowe (zapach otwartego opakowania z granulatem), to aromat przykrył wszelkie wady fermentacyjne – jeśli były. Po drugie – piwa kwaśne: Acida (bezglutenowy Sour Ale) oraz przede wszystkim Elisabrett (Brett Pils) – najlepsze piwo tej degustacji, naprawdę pyszne! No ale skoro najlepszymi piwami browaru są kwasy i zbrecony pils – to chyba nie wymaga większego komentarza.

Polignano a Mare
Do Polignano a Mare jeździ się popływać w morzu – a właściwie poskakać przez fale, bo o jakimkolwiek przypłynięciu sensownego dystansu nie było mowy. Widoki na szczęście rekompensowały dość umiarkowane możliwości radowania się z wody. Skoro morze i lato – to wiadomo: lody! Zaszedłem do dwóch lodziarni położonych wokół Piazza Aldo Moro – Il Mago del Gelato oraz Morea. W jednym i drugim miejscu zjadłem smaczne gelato, jednak Google zdecydowanie preferuje Moreę (4,8 vs. 4,0 Il Mago). Tak naprawdę to do Il Mago zaszedłem tylko dlatego, że kolejka do Pescarii – gdzie mieliśmy zjeść obiad – była tak długa, że trzeba było czymś zająć niespokojne nogi, umysł i otwór gębowy.
A skoro mowa o Pescarii – to wybrałem się tam głównie dlatego, że chciałem zjeść surowe owoce morza. Nie było mi to dane na targu w porcie w Bari, więc skusiłem się na tatar z krewetek w tymże lokalu. To bardzo popularne bistro, do którego trzeba stać kilkanaście minut w kolejce. Oprócz tatara zjadłem przepyszną kanapkę z ośmiornicą, wędzoną mozzarellą, pesto, pomidorami, oliwkami i kaparami. Panini było naprawdę przepyszne i warte czekania!
W Pescarii mają także piwa warzone dla nich przez browar Birranova, o którym już wspominałem w przypadku BurBeero w Bari. La Bionda to niezły blonde ale, a Pescaria IPA pachniała nieco zamglonym, dusznym chmielem. Ot średniawka jakich wiele.

Monopoli
Do Monopoli dojechaliśmy już po pływaniu i obiedzie i… zastaliśmy wyludnione miasto. Okazało się, że dwie główne plaże w mieście są zamknięte z powodu remontu, więc aby jeszcze raz wejść do wody musieliśmy przejść dobre parę kilometrów na południe, aby znaleźć otwarte zejście do Adriatyku. Podążając przez uliczki pustego Monopoli, zaszliśmy do Titti – Il Bar, gdzie można napić się kawy za 1,20 euro albo szprycera z campari, który jest moim zdaniem o niebo lepszy niż klasyczny aperol (bo bardziej gorzki).
Poza tym znaleźliśmy miejsce totalnie w moim klimacie – La Chiesa del Purgatorio – kościół czyśćcowy, w którym wystawionych jest osiem mumii – w tym założycieli kościoła, burmistrza miasta i… dwuletniej dziewczynki zmarłej w 1830 roku. Dekoracje kościoła to również głównie szkielety, kości i czaszki. Polecam każdemu, kto czuje ten klimat!
Przed powrotem do Bari zaszliśmy jeszcze do Vini & Panini, gdzie – okazało się – także mieli własne piwo, a konkretnie warzone dla nich lokalnie przez Birra del Console. Co więcej – tego typu piw mi bardzo brakuje. IPA o kwiatowym aromacie, z lekkim karmelem, całkiem porządnie gorzka – tak jakby 2014 rok nigdy się nie skończył. Oprócz tego wjechała kawka z solidną cremą, jak na Włochy przystało, a także całkiem smaczne panini z szynką i serem na ciepło oraz ziemniaczki. Nie wiem dlaczego miały wbite szwajcarską flagę, ale przyjmę to za dobry omen.

Podsumowanie
I tak oto minęła moja bożocielna podróż do Apulii i Basilicaty. Bari, Matera, Alberobello, Polignano a Mare i Monopoli to przepiękne miejsca pełne cudownych widoków, przepysznego jedzenia i całkiem niezłego (z wyjątkami) piwa. Nie uświadczycie tu obsługi klienta rodem z amerykańskich filmów, ale może to i lepiej? Może właśnie to znak, że powinniśmy bardziej wyluzować i nie traktować przede wszystkim siebie samego – będąc gościem restauracji – jak pana, któremu się wszystko należy? Poza tym potwierdza się raz jeszcze, że znając choćby najprostsze podstawy w lokalnym języku można zyskać o wiele więcej sympatii i życzliwości, niż prezentując postawę roszczeniową i zamkniętą. Uwielbiam Włochy za ich klimat i wszystko co z nim związane. Do Apulii i Basilicaty pewnie jeszcze wrócę – wszak tyle nieodkrytych miast i miasteczek tam na mnie czeka. A jakie jest Wasze ulubione miejsce w Italii? Dajcie znać i… a presto!
FAQ
Ile kosztuje focaccia barese w 2025 r.?
W piekarniach Bari Vecchia (np. Panificio Fiore) kawałek focaccii kosztuje 1,80 – 2,50 €, a w restauracjach serwowana jest często jako antipasto w cenie 3 – 4 €.
Czy orecchiette con cime di rapa zjem latem?
Raczej nie. To danie sezonowe (listopad → marzec). Latem trafisz jedynie na wersję z mrożonych liści – lepiej wybrać inne, świeże makarony.
Gdzie spróbować spaghetti all’assassina w Bari?
Najbardziej autentyczną wersję podaje Al Sorso Preferito przy Corso Benedetto Croce – to tu powstał oryginalny przepis.
Czy w Terranimie trzeba rezerwować stolik?
W weekendy i święta tak – najlepiej zadzwonić dzień wcześniej. W tygodniu w porze lunchu zwykle znajdziesz miejsce bez rezerwacji.
Jak dojechać z Bari do Matery transportem publicznym?
Najwygodniej pociągiem Ferrovie Appulo Lucane (≈ 1 h 40 min, bilet 5,10 €), ale ostatnio linia jest w remoncie! Alternatywa: autobus z Bari Centrale (75 – 90 min).
Czy w Apulii trzeba mieć gotówkę?
Karty działają prawie wszędzie, ale na targach rybnych, w busach i przy ulicznym street-foodzie warto mieć 10 – 15 € w gotówce.
Gdzie wypić piwo kraftowe w Bari?
Sprawdzone multitapy: Faros Beer (promenada), BurBeero (przy zamku) i Lo Svevo (własne piwo). Dominują lokalne browary Birranova i Officine Birrai.
Ile wynosi coperto w restauracjach Apulii?
Standardowo 1,50 – 2,50 € za osobę; w lokalach fine-dining (np. EVO w Alberobello) coperto może sięgać 3 – 4 €.
Nie tylko miłośnik dobrej kuchni, ale też kucharz-amator, który samodzielnie przygotowuje i testuje różne przepisy z całego świata. Podróżnik i degustator pysznego jedzenia w różnych krajach i kulturach. Sensoryk piwny. Właściciel kraftowego browaru kontraktowego, który tworzy odjechane piwne eksperymenty. Jako były piwowar domowy, ma duże doświadczenie w warzeniu i zna się na technikach i stylach piwa. Lubi eksperymentować z nowymi smakami i połączeniami, zarówno w kuchni, jak i w szkle. Jego motto to: “Albo grubo, albo wcale”.